Zaspani pasażerowie pociągów Kolei Mazowieckich z Pilawy lub Dęblina, pokonujący wczesnym rankiem dziesiątki kilometrów do pracy w Warszawie, na pewno doceniliby, gdyby zamiast steranymi składami zaprojektowanymi 60 lat temu podróżowali nowoczesnymi, kupionymi w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO). To tak jakby się przesiedli z pyrkającej peerelowskiej syrenki do hybrydowej toyoty czy volkswagena. Ale się nie przesiądą, podobnie jak pasażerowie innych kolei samorządowych, bo nie dość, że na tabor przeznaczono w KPO za mało (tylko 398 mln euro przy potrzebach liczonych w miliardach), to jeszcze połowa ma przypaść PKP Intercity, mającemu 12-proc. udział w przewozach pasażerów.
Koleje aglomeracyjne i regionalne z 88-proc. udziałem w przewozach mają wielki wpływ na życie codzienne Polaków: dowożą ich z miasteczek i wsi do dużych miast, gdzie praca jest lepiej płatna, ale mieszkania za drogie, by się przenieść. Regularne, wygodne połączenia są ważne także dla mieszkańców dalekich przedmieść. Zachęcają do porzucenia aut, zmniejszają korki i zanieczyszczenie powietrza w centrach miast. Warto więc za unijne euro wspierać koleje lokalne, zwłaszcza teraz, gdy pandemia zmusza samorządy do przesuwania inwestycji na później.
Jest jeszcze jeden argument ekonomiczny. Unijny fundusz, z którego pójdzie ponad 20 mld euro dotacji na Krajowy Plan Odbudowy, ma szybko wyrwać europejską gospodarkę z pandemicznej recesji. Skoro tak, to koleje samorządowe zasilające swoimi pasażerami rynek pracy w metropoliach powinny mieć priorytet.
A gdyby argumentów ekonomicznych było mało, jest i polityczny: małe miasta korzystające z lokalnych połączeń to matecznik PiS. W Dęblinie i Pilawie Andrzej Duda zebrał w wyborach odpowiednio 59 i 75 proc. głosów. Obcinając wydatki na koleje samorządowe, rządzący nie robią na złość nadzorującemu Koleje Mazowieckie marszałkowi Adamowi Struzikowi czy prezydentowi Warszawy Rafałowi Trzaskowskiemu, którego SKM-ka wozi ludzi z głosującego na PiS Otwocka. Robią na złość swojemu elektoratowi. Takich Dęblinów, Pilaw i Otwocków są w Polsce setki, jeśli nie tysiące. Mieszkają tam wyborcy, którzy chcieliby do pracy jechać odpowiednikiem nowoczesnej hybrydy, a nie steranej syrenki sprzed 60 lat.