Ubiegłoroczne przychody NG2 wzrosły o 41 proc., do 767,7 mln zł, zaś zysk netto podwoił się i przekroczył 107 mln zł. Podczas wczorajszej konferencji nie dziwił więc doskonały humor Dariusza Miłka.
Odniósł on ogromny sukces, choć – jak sam mówi – to jego marki popsuły (oczywiście rywalom) rynek. Pomysł na sukces był prosty – tania produkcja, głównie w Azji. Buty z tworzywa za kilkadziesiąt złotych, z kolei ze skóry i tak tańsze o nawet 30 proc. niż u konkurencji.
Ma 40 lat i nie ukrywa, że jest pracoholikiem. Z biura wychodzi zwykle o 20. Jak mówi w wywiadach, nie gotuje i nie zwraca zbytniej uwagi, co je. Nie robi mu specjalnie różnicy, czy je w wykwintnej restauracji czy tanim barze. Nie lubi prac domowych i jak twierdzi, nie ma też hobby. Jednak lubi jeździć na rowerze – przez wiele lat uprawiał kolarstwo, a po skończeniu technikum górniczego zarabiał tak na życie. Ścigał się od 13. roku życia, miał na koncie sukcesy i ciężkie kontuzje, wybrał jednak biznes.
W 1989 r. zaczął handlować towarami sprzedawanymi z łóżka polowego, podobnie jak wielu rodaków, którzy zaczęli budować prywatny handel w Polsce. Dorobił się kilku pawilonów na lubińskim bazarku, zajął się także hurtem. Od upadającej fabryki obuwia wykupił na kredyt zapasy, które błyskawicznie sprzedał w okolicy. Zaczął też sprowadzać ogromne ilości butów z Włoch. Tak zrodziła się słynna sieć Żółta Stopa znana z bardzo niskich cen. Zlikwidował ją w szczycie powodzenia, żeby wystartować z CCC – skrót od Cena Czyni Cuda.
Przyznaje, że wielu stałych klientów Żółtej Stopy było zdezorientowanych i nawet nie wchodzili do sklepów, choć buty dalej były bardzo tanie. Wyszedł jednak na swoje i błyskawicznie rozwija sieć. Dziś grupa ma niemal 600 sklepów. W tym roku planuje 130 kolejnych, nie chce zwalniać ludzi, a celem jest 1 mld zł przychodów.