Kolarz z miliardem

Dariusz Miłek, główny udziałowiec i prezes spółki NG2, stworzył markę CCC, lidera rynku obuwniczego. Dorobił się już ponad miliarda złotych majątku i wchodzi w nowy biznes: centra handlowe

Aktualizacja: 20.02.2009 02:17 Publikacja: 20.02.2009 02:16

Dariusz Miłek jest miłośnikiem kolarstwa. Od 2000 r. jego firma patronuje zawodowej grupie kolarskie

Dariusz Miłek jest miłośnikiem kolarstwa. Od 2000 r. jego firma patronuje zawodowej grupie kolarskiej

Foto: PARKIET

Ubiegłoroczne przychody NG2 wzrosły o 41 proc., do 767,7 mln zł, zaś zysk netto podwoił się i przekroczył 107 mln zł. Podczas wczorajszej konferencji nie dziwił więc doskonały humor Dariusza Miłka.

Odniósł on ogromny sukces, choć – jak sam mówi – to jego marki popsuły (oczywiście rywalom) rynek. Pomysł na sukces był prosty – tania produkcja, głównie w Azji. Buty z tworzywa za kilkadziesiąt złotych, z kolei ze skóry i tak tańsze o nawet 30 proc. niż u konkurencji.

Ma 40 lat i nie ukrywa, że jest pracoholikiem. Z biura wychodzi zwykle o 20. Jak mówi w wywiadach, nie gotuje i nie zwraca zbytniej uwagi, co je. Nie robi mu specjalnie różnicy, czy je w wykwintnej restauracji czy tanim barze. Nie lubi prac domowych i jak twierdzi, nie ma też hobby. Jednak lubi jeździć na rowerze – przez wiele lat uprawiał kolarstwo, a po skończeniu technikum górniczego zarabiał tak na życie. Ścigał się od 13. roku życia, miał na koncie sukcesy i ciężkie kontuzje, wybrał jednak biznes.

W 1989 r. zaczął handlować towarami sprzedawanymi z łóżka polowego, podobnie jak wielu rodaków, którzy zaczęli budować prywatny handel w Polsce. Dorobił się kilku pawilonów na lubińskim bazarku, zajął się także hurtem. Od upadającej fabryki obuwia wykupił na kredyt zapasy, które błyskawicznie sprzedał w okolicy. Zaczął też sprowadzać ogromne ilości butów z Włoch. Tak zrodziła się słynna sieć Żółta Stopa znana z bardzo niskich cen. Zlikwidował ją w szczycie powodzenia, żeby wystartować z CCC – skrót od Cena Czyni Cuda.

Przyznaje, że wielu stałych klientów Żółtej Stopy było zdezorientowanych i nawet nie wchodzili do sklepów, choć buty dalej były bardzo tanie. Wyszedł jednak na swoje i błyskawicznie rozwija sieć. Dziś grupa ma niemal 600 sklepów. W tym roku planuje 130 kolejnych, nie chce zwalniać ludzi, a celem jest 1 mld zł przychodów.

W ubiegłym roku tylko pod tą marką sprzedał ponad 8 mln par butów, a spółka, już jako NG2, może się pochwalić 12 mln par. Choć produkowane są głównie w Azji, to jednak ok. 30 proc. powstaje też w Polsce.

W 2000 r. w legnickiej strefie ekonomicznej ruszył z budową fabryki. Później wszedł na giełdę, na rynek czeski, uruchomił kolejne sieci, jak Boti czy Quazi z włoskimi butami. Ten model przestał mu się podobać. – Włosi to oszuści. Handlowcy pozamawiali u nich torby po tysiąc złotych, które teraz tylko przeceniamy, żeby się sprzedały. Wolę postawić na tańsze produkty – mówi.

Ostatnio zajmuje go głównie budowa centrum handlowego, która ruszy w maju w Lubinie. Nie wyklucza kolejnych, ale w obecnej sytuacji rynkowej musi to jeszcze rozważyć. W ten projekt angażuje tylko własne pieniądze. Inwestorzy powiedzieli wprost, że środki spółki mają trafiać do sklepów, a na centrach się nie zna, więc może ryzykować tylko własnymi pieniędzmi.

Ubiegłoroczne przychody NG2 wzrosły o 41 proc., do 767,7 mln zł, zaś zysk netto podwoił się i przekroczył 107 mln zł. Podczas wczorajszej konferencji nie dziwił więc doskonały humor Dariusza Miłka.

Odniósł on ogromny sukces, choć – jak sam mówi – to jego marki popsuły (oczywiście rywalom) rynek. Pomysł na sukces był prosty – tania produkcja, głównie w Azji. Buty z tworzywa za kilkadziesiąt złotych, z kolei ze skóry i tak tańsze o nawet 30 proc. niż u konkurencji.

Pozostało 83% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację