Na rozstrzygnięcie dotyczące przyszłości inwestycji w należącej do PGE Elektrowni Opole (dwa bloki po 900 MW) czeka nie tylko jej właściciel, ale także konsorcjum wykonawców – Rafako, Polimeksu-Mostostalu i Mostostalu Warszawa.
A kontrakt jest nie byle jaki, bo gdy w 2011 r. rozstrzygano przetarg, mówiono o 11,56 mld zł. Sądy administracyjne jednak nie spieszą się z wydaniem rozstrzygnięcia – no bo jaką mamy pewność, że 19 lutego sprawa znów nie trafi na półkę? Faktem jest, że brak tych dwóch bloków czy opóźnienie ich budowy nie zagrozi jakoś znacząco krajowemu systemowi energetycznemu, jednak warto przypomnieć, że Opole to niejedyna bolączka PGE. W należącej do spółki elektrowni w Turowie dwie złożone oferty na budowę jednego bloku przekroczyły zaplanowany budżet. A PGE inwestować musi. Dziś zainstalowane moce muszą być stopniowo wyłączane, bo są po prostu za stare. Ostatni nowy blok, który spółka oddała do użytku, to 858 MW w elektrowni w Bełchatowie. A był to rok 2011.
Poza tym nowe inwestycje PGE to także sprawa ambicjonalna. W końcu gdy na wmurowanie kamienia węgielnego pod nowy blok w Kozienicach (Enea) przyjeżdża sam premier, a Tauron ogłasza wyłonienie wykonawców nowego bloku w swojej elektrowni w Jaworznie, to nie ma się co dziwić, że największy w Polsce producent energii, jakim jest PGE, może się – delikatnie mówiąc – lekko niecierpliwić. W końcu mówimy przecież o przyszłości gigantycznych inwestycji