Urzędowe obniżki stawek rozliczeniowych między sieciami oraz dzikie pomysły marketingowe najmłodszego operatora na rynku – to dwa czynniki, które w ostatnich latach powodują spadek wartości rynku komórkowego i kształtują – zazwyczaj – poziom cen, jakie płacimy za rozmowy i mobilny Internet. Pierwszy czynnik jest w jakiejś mierze przewidywalny, ale ten drugi jest totalną tajemnicą.

W ubiegłym roku Play wywołał wojnę cenową, która kosztowała rynek kilkaset milionów złotych. Wojna może nie była aż tak krwawa, jak utrzymują poszkodowani konkurenci, bo dotyczyła tylko jednego, choć ważnego, segmentu rynku: małych firm.

Niemniej pokazała, że w walce o klienta Play nie zawaha się upuścić krwi konkurentom. Nawet jeżeli w ten sposób obniży wartość rynku, na którym działa i przez pryzmat wartości którego wycenę spółki szacują inwestorzy. Dlatego przedstawiciele rynku komórkowego pytani o prognozy jak mantrę powtarzają: „To zależy, jakie cele na ten rok stawia sobie Play". Czy wciąż walczy o rynek, czy już stara się zdyskontować wywalczony w nim udział. Bo to nie niskie rachunki klientów są celem Playa, ale dobra wycena spółki, czyli liczba zer na rachunkach bankowych właścicieli.

Tak się po prostu złożyło – jak to się czasem zdarza na rynku – że akurat interesy przedsiębiorcy i konsumentów były zbieżne. Zazwyczaj jest tak, że my chcemy płacić jak najmniej, a dostawca usług chce inkasować jak najwięcej. Popyt, podaż, cena i konkurencja utrzymują cały interes w równowadze. W tym roku może się okazać, że Play chce zwiększyć udziały w rynku mobilnego Internetu i zaskoczy rynek nielimitowanymi ofertami, jak w zeszłym roku zaskoczył nielimitowanymi połączeniami komórkowymi. My się będziemy cieszyli, konkurenci Playa mniej. I jakoś to się wszystko kręci.