Zysk i ryzyko

Jedną z większych oczywistości ekonomicznych jest stwierdzenie, że istnieje odwrotna zależność między potencjalnym zyskiem a ryzykiem. Ostrożni inwestorzy zadowalają się zyskiem mniejszym, ale dość pewnym, podczas gdy ryzykanci często wygrywają znacznie więcej, ale czasami też bardzo dużo tracą.

Publikacja: 06.08.2015 14:37

Zysk i ryzyko

Foto: Fotorzepa, Karol Zienkiewicz

Ponieważ owe straty mogą prowadzić do wielu nieszczęść, istnieje pokusa, aby tworzyć systemy ubezpieczeń i zabezpieczeń przed ryzykiem. Pokusa jest mniejsza w stosunku do przedsiębiorców, bo pozbawiona ryzyka gospodarka traci zdolności rozwojowe, a istniejące rynkowe formy ubezpieczenia wydają się wystarczające.

Większym problemem wydaje się ryzyko związane z inwestowaniem pieniędzy przez gospodarstwa domowe. I tu jednak niemożliwe (oraz sprzeczne z zasadą wolności postępowania) jest stworzenie stuprocentowego zabezpieczenia, gdyż musiałoby ono polegać na przyjęciu zasady, że zyski zawsze są prywatyzowane, a straty uspołecznione. Zresztą – życie jest bogate w paradoksy – ograniczenie jednego rodzaju ryzyka często jest związane z powiększeniem innego.

Jak wiadomo, Polacy odkładają mało. Na koniec pierwszego kwartału ich oszczędności wyniosły 1130 mld zł, czyli ok. dwie trzecie PKB. Jest to mniej niż w innych krajach i mniej niż było pod koniec 2013 r. (ale wtedy wliczano przymusowe oszczędności w OFE). Struktura tych oszczędności jest bardzo konserwatywna, bo aż 55 proc. (519 mld zł) stanowią najbezpieczniejsze depozyty bankowe.

Można by z tego wnosić, że generalnie Polacy boją się ryzyka. I biorąc pod uwagę krótki okres, jest to prawda. Z drugiej strony, zarówno wielkość, jak i ostrożnościowa struktura oszczędzania sprawiają, że Polacy narażeni są na wielkie ryzyko długookresowe. Najważniejszym chyba celem oszczędzania jest bowiem zabezpieczenie na starość, a z powodu niskiej skłonności do oszczędzania i niewielkiej stopy zwrotu za pewien czas może być z tym nie najlepiej.

Zmniejszanie ryzyka utraty gromadzonego dorobku musi być zatem zróżnicowane. Państwo nie jest w stanie całkowicie zabezpieczyć przed ryzykiem strat wynikających ze zdarzeń losowych (Cimoszewicz mówiąc przed laty powodzianom: trzeba się było ubezpieczać, powiedział brutalną, ale jednak prawdę). Można w tej sprawie prowadzić kampanię informacyjną, stosować ulgi w składkach czy minimalne zabezpieczenia i zapomogi, ale nie zagwarantuje się komfortu stuprocentowego bezpieczeństwa. Trudno zresztą traktować ludzi jak dzieci, które dopiero od rządu dowiadują się, że mieszkanie na terenach zalewowych jest niebezpieczne, a burze czy susza (sorry – taki mamy klimat) mogą zniszczyć plony.

Podobnie postępować należy z inwestycjami finansowymi, o których powszechnie wiadomo, że są niebezpieczne. Chodzi zarówno o kupowanie garnków w sprzedaży bezpośredniej, lokowanie pieniędzy w parabankach, jak i o hazardową grę opcjami czy kursami walut. Nie oszukujmy się: to że gra może skończyć się przegraną wie – a przynajmniej powinien wiedzieć – każdy, a nikt nikogo nie zmusza do chodzenia do kasyna. Tutaj, jeżeli nieszczęścia przydarzają się masowo, pomoc powinna być udzielana bardzo rozważnie i tylko w niezbędnych przypadkach.

Inaczej jest z inwestycjami, które mogą wydawać się zabezpieczone bądź były promowane przez państwo. I tu mamy casus SKOK. Zaufało im ponad dwa miliony ludzi, lokując 17 mld zł. Ponieważ SKOK-i przez wielu polityków były zachwalane jako wspaniała instytucja oparta na kapitale krajowym, Kowalski mógł nie wiedzieć, że instytucja ta jest bardzo kiepsko zarządzana. Tego, że wcześniej nie objęto jej nadzorem finansowym, już się nie odmieni. Dobrze, że w końcu to się stało.

Podobnie jak dobrze, że zapadło rozstrzygające sprawę orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Zgodnie z nim duże kasy należy traktować tak jak banki, a małe jak spółdzielnie zapomogowo-pożyczkowe, w których ryzyko rozłożone jest na wszystkich korzystających. Co prawda istnieje niebezpieczeństwo, że duży twór zostanie podzielony na wiele mniejszych. To jednak byłaby manipulacja prawna, przed którą – mam nadzieję – potrafimy się obronić.

Ponieważ owe straty mogą prowadzić do wielu nieszczęść, istnieje pokusa, aby tworzyć systemy ubezpieczeń i zabezpieczeń przed ryzykiem. Pokusa jest mniejsza w stosunku do przedsiębiorców, bo pozbawiona ryzyka gospodarka traci zdolności rozwojowe, a istniejące rynkowe formy ubezpieczenia wydają się wystarczające.

Większym problemem wydaje się ryzyko związane z inwestowaniem pieniędzy przez gospodarstwa domowe. I tu jednak niemożliwe (oraz sprzeczne z zasadą wolności postępowania) jest stworzenie stuprocentowego zabezpieczenia, gdyż musiałoby ono polegać na przyjęciu zasady, że zyski zawsze są prywatyzowane, a straty uspołecznione. Zresztą – życie jest bogate w paradoksy – ograniczenie jednego rodzaju ryzyka często jest związane z powiększeniem innego.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację