Walka z „patodeweloperką” to jedno z haseł wyborczych ustępującego – na co wszystko wskazuje – rządu. Nowelizacja warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie, zakłada m.in. rozrzedzenie osiedli: minimalna odległość wielorodzinnego ponadczterokondygnacyjnego budynku od granicy działki ma wynosić co najmniej 5 metrów.
Jest też mowa o lokalach użytkowych w nowych budynkach: musiałyby urosnąć do co najmniej 25 mkw. Argument: lokale użytkowe są sprzedawane jako apartamenty inwestycyjne i wykorzystywane jako mieszkania. Deweloperzy oferują mikroapartamenty o powierzchni 15, 18, 22 mkw. Tymczasem nowe mieszkanie nie może być mniejsze niż 25 mkw. Losy noweli po wyborach nie są pewne. Dokument nie ma podpisu ministra rozwoju i technologii.
Czytaj więcej
Od stycznia deweloperzy mieliby budować osiedla po nowemu, zwiększając m.in. odległość bloków od granicy działki. Część inwestycji trzeba będzie przeprojektować, co podniesie ceny mieszkań.
Wynajem na krótko
Adwokat Maciej Górski, partner kancelarii GPLF, ekspert Komitetu ds. Nieruchomości Krajowej Izby Gospodarczej, mówi, że każdy kij ma dwa końce. – Nowelizacja rozporządzenia – jeśli wyjdzie w życie – na pewno wpłynie na wzrost kosztów realizacji inwestycji, a tym samym także mieszkań – ocenia. – Pytanie, czy przy obecnych cenach stać nas na kolejne podwyżki. Mec. Górski odnosi się też do zmiany mówiącej o minimalnej powierzchni lokalu użytkowego (25 mkw.). Według niego należy ją ocenić negatywnie. – Po pierwsze dlatego, że nie rozwiąże problemu. Nabywcy „użytkowych mikroapartamentów” znajdują się nie dlatego, że w przepisach rozporządzenia zabrakło określenia minimalnej powierzchni – mówi. – Popyt na takie lokale wynika z wysokich cen mieszkań, na które wpływa przede wszystkim mała dostępność gruntów inwestycyjnych i długoletni proces uzyskiwania zgód administracyjnych.
Maciej Górski zauważa też, że lokale użytkowe są nierzadko tańsze (mimo wyższego podatku VAT – 23 proc., przy lokalach mieszkalnych to 8 proc.), i to nie tylko dlatego, że są mniejsze. – Przede wszystkim dlatego, że ceny gruntów pod ich budowę są niższe niż w przypadku inwestycji mieszkaniowych – wyjaśnia.