- Śmiało można stwierdzić, że zarówno rosnąca sprzedaż jak i rosnące ceny były efektem działania rządowego programu „Pierwsze mieszkanie”, którego częścią jest „Bezpieczny kredyt”. Ponieważ program ten jednak nie zawierał jakichkolwiek zachęt skierowanych do podażowej strony rynku, wydaje się, że kurcząca się oferta lokali może być również traktowana jak efekt działania tego programu – mówi Kuniewicz. - Wraz z rozstrzygnięciem wyborów parlamentarnych i płynącymi z banków informacjami o wyraźnie przekraczającej rządowe prognozy liczbie wniosków kredytowych złożonych w ramach „Bezpiecznego kredyt”, uzasadnione jest pytanie czego można się spodziewać w najbliższych miesiącach. Analizując dane z bieżącego badania rynku deweloperskiego realizowanego na potrzeby Otodom Analytics możemy stwierdzić, że popyt na mieszkania nie słabnie, choć gdyby wnioskować na podstawie wyników sprzedaży z połowy października - rekordu nie będzie. Wiele wskazuje na to że ostatni kwartał 2023 r. będzie nieznacznie gorszy pod względem sprzedaży od bardzo dobrego III kwartału, ale w kontekście dynamicznie rosnących cen mieszkań i niskiej oferty taki wniosek nie może zaskakiwać. Jeśli dodatkowo zrealizują się - najłatwiejsze do wprowadzenia w krótkim czasie - obietnice wyborcze opozycji, to rosnące dynamicznie od kilku miesięcy ceny mieszkań, mogą rosnąć jeszcze szybciej – dodaje.
Ekspertka zaznacza, że to, czy taki scenariusz zrealizuje się, zależy nie tyle od zamiany programu „Bezpieczny kredyt 2 proc.” w „Bezpieczny kredyt 0 proc.”, ale od zachowania firm deweloperskich dysponujących pewną pulą pozwoleń na budowę nowych inwestycji, których realizacja została wstrzymywana w I połowie br. - Zgodnie z danymi GUS na siedmiu największych rynkach w Polsce (miasta wraz z ich aglomeracjami) deweloperzy dysponują pozwoleniami na prawie 60 tys. mieszkań, których budowy jeszcze nie zaczęli. Pozwolenia te pochodzą z ostatnich 20 miesięcy, a wstępne szacunki pokazują, że około połowa z nich mogłaby pojawić się w sprzedaży jeszcze w IV kwartale 2023 r. – mówi Kuniewicz.
Agnieszka Mikulska, ekspertka rynku mieszkaniowego w CBRE, komentuje że obecna sytuacja na rynku mieszkaniowym jest wynikową dwóch elementów – ograniczonej podaży i rosnącego popytu.
- Jeżeli chodzi o podaż, trudno spodziewać się szybkich zmian w wyniku wyborów. Większość partii zakłada wsparcie budownictwa komunalnego i ułatwienia w dostępności gruntów dla deweloperów, ale to nie są szybkie procesy i ewentualne efekty zobaczymy dopiero za pewien czas. Wydaje się, że w najbliższych miesiącach wielkość podaży będzie zależała głównie od decyzji deweloperów i tego, czy odpowiedzą na obecny popyt zwiększoną podażą – mówi Mikulska.
Dodaje, że po stronie popytu wpływ zmian politycznych może być znacznie większy, jako że motorem wielu zakupów mieszkań w ostatnich kwartałach był rządowy projekt „Bezpieczny kredyt”. - Duże zainteresowanie programem powoduje obawy, że środki przewidziane na jego funkcjonowanie w przyszłym roku, zostaną w dużej mierze wykorzystane jeszcze do końca tego roku. Ewentualne zwiększenie środków wymagałoby decyzji nowego Sejmu. Obawa, że środków może w niedalekiej przyszłości zabraknąć, mogłaby dodatkowo zwiększyć zainteresowanie nabywców skorzystaniem z kredytu jeszcze w 2023 r. - Z drugiej strony, wśród postulatów, które mogą pojawić się w grze w nowym Sejmie, jest kredyt z oprocentowaniem 0 proc. na zakup pierwszego mieszkania – mówi Mikulska. - Jednak aby oceniać możliwe skutki wyborów dla popytu należy poczekać na oficjalne wyniki, a także informacje, w jakiej kolejności partie będą realizowały swoje zapowiedzi. Dobrą informacją dla rynku mieszkaniowego jest natomiast to, że według większości prognoz inflacja w przyszłym roku ma spadać, podobnie jak stopy procentowe – a to gwarantuje powrót popytu mniej opartego na emocjach i mniej zależnego od ewentualnych rządowych zachęt - podsumowuje.
Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl, również wzrost sprzedaży mieszkań przez deweloperów w III kwartale wiąże z „Bezpiecznym kredytem”.