Akcja frankowa ruszyła we wtorek. Sąd Najwyższy do południa rozpatrzył pięć spraw. Trzy zwrócił sądom apelacyjnym do ponownego rozpoznania. Postępowania odbywają się na posiedzeniach niejawnych – bez publiczności. Na razie więc nie znamy uzasadnień zapadłych rozstrzygnięć.
Dawkowanie danych
Ze skąpych wokand nie można wyczytać, czego frankowicze, lub też bank, domagają się w pozwach. Owszem, można ustalić sygnaturę skarżonego wyroku drugiej instancji, ale tylko część jest publikowana, zresztą bez danych pełnomocników, u których można by dowiedzieć się szczegółów.
– Zespół prasowy SN z całą pewnością bezzwłocznie będzie przekazywał informacje otrzymane od składów orzekających, jednak inicjatywa leży po stronie tych składów. Z mojej strony zasygnalizowałem o dużym zainteresowaniu treścią i kierunkiem rozstrzygnięć w sprawach kredytów frankowych. Nie wiem jednak, czy znajdzie to oddźwięk w informacjach, które zespół prasowy mógłby przekazać mediom – powiedział „Rzeczpospolitej” sędzia Aleksander Stępkowski, rzecznik Sądu Najwyższego.
Arkadiusz Szcześniak, prezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu, w rozmowie z „Rz” wskazuje, że te sprawy cieszą się dużym zainteresowaniem. Sąd Najwyższy powinien zatem zadbać nie tylko o udostępnienie informacji, że chodzi o sprawę frankową, ale także o opublikowanie wyroku niższej instancji, od którego skargę kasacyjną SN rozpatruje.
Chodzi o możliwość śledzenia, w jakim kierunku idzie orzecznictwo SN, czy jest np. zgodne z orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości UE. I więcej tych spraw powinno być kierowanych na jawne posiedzenie, choćby transmitowane.