Takie informacje na panelu poświęconym planowaniu przestrzennym przekazał Piotr Uściński, wiceminister rozwoju i technologii. Podczas spotkania dyskutowaliśmy o genezie panującego chaosu przestrzennego. Wnioski? Przyczyn, dlaczego przestrzeń publiczna nie rozwija się harmonijnie, jest wiele. Podobnie jak recept na zmianę tego stanu rzeczy.
Diagnoza bezładu
– W planowaniu przestrzennym mamy kilka zasadniczych błędów, które popełniliśmy i których nie chcemy poprawiać. Całe gospodarowanie przestrzenią zbudowane zostało na zasadzie prywatyzowania zysków i nacjonalizacji kosztów – wskazywał architekt Wojciech Gwizdak, sekretarz Krajowej Rady Izby Architektów RP.
– Jeżeli wybuduję za miastem np. domek jednorodzinny, to później od gminy żądam, żeby mi tam podciągnęła drogę, instalacje, żeby przyjeżdżał do mnie listonosz, w zimie droga była odśnieżana, a niedaleko posesji była szkoła. Mamy taki model gospodarczy, który pozwala na to, żeby koszty utrzymania jednego mieszkańca na przedmieściach były wyższe niż koszty utrzymania jednego mieszkańca w centrum miast – wyjaśniał Gwizdak. Zaznaczył, że rozlewanie się miast powoduje znaczne zwiększenie kosztów ich funkcjonowania.
– Specjalny komitet przy Państwowej Agencji Nauk wyliczył, że rocznie chaos przestrzenny kosztuje łącznie 84 mld zł. W tym zawierają się koszty budowy infrastruktury społecznej oraz technicznej czy koszty poświęcone na dojazdy – wyliczał z kolei adwokat Maciej Górski.
Podkreślił, że do tego dochodzi aspekt społeczny. Ludzie mieszkający w gorzej zaopatrzonych miejscach mają bowiem niższą jakość życia. Cierpi też środowisko, ze względu chociażby na wzmożony ruch samochodów, które z przedmieść kierują się w stronę dzielnic centralnych.