Roczny koszt niektórych leków onkologicznych przekracza 100 tys. dol. na pacjenta. Nawet zamożne kraje uznały, że to sumy zbyt wysokie za preparaty wydłużające życie o zaledwie kilka miesięcy.
Równie drogie są terapie chorób rzadkich i neurologicznych. Tym razem chodzi jednak o lek Daraprim wykorzystywany do walki z toksoplazmozą i malarią. Nowojorska Turing Pharmaceuticals przed miesiącem kupiła firmę Impax Laboratories, która dotąd produkowała daraprim. I od razu podniosła cenę – z 13,5 dol. za tabletkę do... 750 dol. Dla osób używających tego leku – często są to chorzy na AIDS – to cena zaporowa.
W USA zawrzało. Lekarze z Amerykańskiego Towarzystwa Chorób Zakaźnych wystosowali list otwarty do Turing Pharmaceuticals, sugerując zmianę polityki. „Taki koszt jest nieuzasadniony i nie do utrzymania w systemie opieki zdrowotnej" – napisali. Demokratyczna kandydatka na prezydenta Hillary Clinton uznała praktyki firmy farmaceutycznej za „oburzające".
Prezes i głupek
Całej sprawie goryczy dodaje fakt, że chodzi o lek, który trudno nazwać innowacyjnym – a tak zwykle firmy farmaceutyczne tłumaczą wysokie koszty swoich produktów. Daraprim (pirymetamina) został stworzony w 1953 roku w laboratoriach firmy Burroughs-Wellcome (obecnie część GlaxoSmithKline). W czasach, gdy był produkowany przez GSK, sprzedawano go za ok. dolara za tabletkę. W Indiach, gdzie leki przeciwpasożytnicze są szeroko stosowane, sprzedaje się go w cenie kilku rupii, czyli do ok. 10 centów amerykańskich.
Ponieważ lek należy przyjmować codziennie przez kilka tygodni, pacjenci (i ich ubezpieczalnie) po ostatniej podwyżce będą musieli zapłacić za terapię od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy dolarów.