Wybrali młodziutkiego Josha Klinghoffera, był bowiem przyjacielem Frusciantego, ale też członkiem koncertowego składu. Bilans tego bezpiecznego rozwiązania nie był jednoznaczny. Kiedis zaczął lepiej śpiewać, muzyka stała się bardziej taneczna, elektronika złagodziła rockowo brzmiące gitary. Dwie nagrane w ten sposób płyty – „I’m with You” (2011) i „The Gateway” (2016) – obroniły się, jednak Klinghoffer podczas koncertów nie był w stanie podołać roli gitarzysty.
Internet w obronie Ukrainy
Madonna, Annie Lennox, Stevie Nicks, U2, Red Hot Chili Peppers, Pearl Jam, The Weeknd oraz Young Leosia i Vito Bambino z Polski 8 kwietnia wezmą udział w największym globalnym cyfrowym wiecu, aby zbierać fundusze dla uchodźców na Ukrainie i na całym świecie pod hasłem Stand Up For Ukraine.
Jednak sposób, w jaki się z nim rozstano po dziesięciu latach, nie pasuje do szyldu „Unlimited Love”. Basista Flea wezwał Josha do domu i gdy Kiedis ze Smithem robili smutne minki, zakomunikował, że stary kumpel Frusciante wraca do gry. Klinghoffer dopiero wtedy pojął, co znaczyły dochodzące do niego sygnały, że Flea jamuje z Frusciantem, który wymienia maile z Kiedisem i ubolewa nad swoim dawnym zachowaniem: były poważną zapowiedzią tego, że przestanie być członkiem jednego z najważniejszych zespołów świata. W kulisach wspomina się, że „The Getaway” był najsłabiej sprzedającą się płytą grupy od 1987 r. (1,3 mln egz.). Napisane w 2018 i 2019 r. nowe piosenki chyba też nie zachwycały, bo choć tworzyły połowę płyty – trafiły do kosza.
Klinghoffer wyznał „Rolling Stone”, że liczył na przyjemniejsze rozstanie. Nie ma złudzeń: skomponowanych przez niego utworów grupa już nie zagra. Złe wrażenia musiał mieć Eddie Vedder, który zaprosił Josha do koncertowego składu Pearl Jam i nagrania solowej płyty. Frusciante, dzięki któremu po jego pierwszym powrocie Papryczki sprzedały ponad 16 mln egz. „Californication”, nie widzi problemu: „Po prostu wróciłem do rodziny” – powiedział.
– Kiedy wzięliśmy się za pracę nad albumem, graliśmy stare piosenki Johnny’ego „Guitar” Watsona, The Kinks, The New York Dolls, Richarda Barretta. Z czasem zaczęliśmy dodawać nowe pomysły, które stopniowo zmieniały się w piosenki, i po kilku miesiącach graliśmy już swoje, nowe numery. Wszystko powstawało bez wysiłku. Dobrze się bawiliśmy, grając cudze utwory, a jednocześnie tworząc własne. Ta płyta to wyraz miłości i wiary w nas samych – wyznał gitarzysta.
To nie żart
Z pewnością „nieograniczonej miłości” i cierpliwości wymagają nowe piosenki, które nie gwarantują wielkich emocji od pierwszego usłyszenia. Jest ich 17, składają się na 70 minut muzyki, która nie od razu rzuca na kolana, jak wcześniejsze hity „Californication” czy „Dani California”. Ale spotkało się czterech rockowych wyjadaczy, którzy wiedzieli, co robić. Nie wykonując nerwowych ruchów, stawiając na sprawdzone patenty, zmierzali spokojnie do finału, który tworzy piękna akustyczna ballada „Tangelo” – pewni swoich racji. Świadczy o tym już pierwszy przebój „Black Summer”, który ujawnił co zapewnia Frusciante: powrót do rockowych solówek, niepowtarzalną melancholię, aluzję do pandemii rozpoczętej w Chinach, ale i nadzieję, która w „These Are the Ways” staje się radością. Najostrzej na płycie John gra w „The Great Apes”, ale mamy też klasyczne papryczkowe funky („Poster Child” i bardziej taneczne „She’s a Lover”).