Sny, tajemnice, hołdy: Fonografia wraca do normy

Solowe płyty Dave'a Gahana, Damona Albarna i Roda Stewarta to kolejne oznaki powrotu fonografii do normy.

Publikacja: 11.11.2021 17:58

Dave Gahan Imposter Sony, CD, 2021

Dave Gahan Imposter Sony, CD, 2021

Foto: materiały prasowe

„Imposter" to trzecia solowa płyta Dave'a Gahana wydana z towarzyszeniem zespołu Soulsavers. Nie jest autorskim albumem, lecz zestawem ważnych dla wokalisty Depeche Mode piosenek, które zreinterpretował. To album, który może zaskoczyć wszystkich, którzy Gahana szufladkują pod hasłem „electro". Od dawna zresztą śpiewa, inspirując się bluesem, soulem, nie unikając akompaniamentu ciężkiego gitarowego grania.

Królewski głos

– Zależało mi na tym, żeby zebrać piosenki z głosami, które towarzyszyły mi w życiu, kierowały mną albo pozwalały zrozumieć, kim w danym momencie jestem, jak się czuję – powiedział Gahan w rozmowie z „The Current". – Wybierałem je skrupulatnie, nagrywanie płyty poprzedzając wielomiesięczną sesją w moim studio, gdzie śpiewałem sam dla siebie. Potem zorientowałem się, że piosenki układają się w historię, bardzo filmowo.

I bardzo po gahanowsku. To tłumaczy tytuł „Oszust". Piosenki brzmią bowiem tak, jakby były Gahana, a jak sam dodaje – tylko je adoptował. Podobnie jak Johnny Cash, śpiewając kiedyś „Personal Jesus" Depeche Mode.

– Jak na ironię losu, wykonując te utwory, czuję się bardziej komfortowo niż przez pierwszą dekadę Depeche Mode, zanim stałem się autorem i poczułem, że piosenki rodzą się we mnie. Teraz zaś mam świetne relacje z Soulsavers, jest między nami dobra chemia. Dzięki temu płyta jest również próbą naładowania mojej baterii po wielkim tournée Depeche Mode, gdy zawsze pragnę bardziej kameralnych relacji międzyludzkich.

Repertuar jest znakomity. „The Dark End of the Street" śpiewał oryginalnie James Carr, „Lilac Wine" Jeff Buckley, „I Held My Baby Last Night" – Elmore James, „A Man Needs A Maid" – Neil Young, „Not Dark Yet" – Bob Dylan. W finale słyszymy „Always On My Mind" B.J. Thomasa, nagrane trzy lata po premierze przez Elvisa Presleya. Tym bardziej trzeba podkreślić, że głos Gahana może mieć barwę „króla rock and rolla" albo Johnny'ego Casha, „króla country". Jest mocny jak dzwon, kto wie, czy dziś nie najmocniejszy i najciekawszy.

„The Nearer the Fountain, More Pure the Stream Flows" to druga solowa płyta lidera Blur i Gorillaz. Jak ujawnił magazynowi „Rolling Stone" Daman Albarn, kiedy był mały, miał powracający sen, w którym lewitował nad olbrzymim lądem z czarnego piasku, a potem zawsze budził się pełen energii. Po latach oglądał w National Geographic film o Islandii. „Zdałem sobie sprawę, że mogło to być miejsce, o którym śniłem, więc pojechałem tam i zakochałem się w wyspie" – powiedział.

Od pierwszej wizyty w 1997 r. wracał do Islandii trzy lub cztery razy w roku, a kilka lat temu kupił tam nawet dom. Owocem fascynacji jest właśnie nowy album.

Na początku miał być nagrany z orkiestrą. Pandemia uniemożliwiła realizację takiej formuły. Nagrania zaczęły się od sesji z udziałem kilkunastu instrumentalistów, którzy starali się zagrać to, co widzą w pejzażu przez okno. Ostatecznie Albarn zarejestrował album z Simonem Tongiem (The Good, the Bad & the Queen) i Mikiem Smithem (Blur).

– To tak, jakbyśmy byli zespołem house na statku wycieczkowym, który jest gdzieś zakotwiczony i na łodzi nie ma nikogo poza zespołem. Ten rodzaj nastroju chciałem wytworzyć – powiedział Albarn.

Pamięci Bolana

W piosenkach „badał tematy kruchości, utraty, ratowania się i odradzania się". Tytuł pochodzi z wiersza Johna Clare'a zatytułowanego „Miłość i pamięć", z tomiku, który podarowała Damanowi mama, gdy był nastolatkiem.

– Chciałem zobaczyć, dokąd mnie to wszystko zaprowadzi – powiedział artysta. – Czasami do Urugwaju i Montevideo. Innym razem jeździłem do Iranu, Islandii czy Devonu. Ponieważ podróże były ograniczone, miło było móc nagrać płytę, która dziwnie umieściła mnie w tych miejscach na chwilę lub dwie.

Dobry przykład samotności i alienacji w świecie, które uzmysłowiła pandemia, daje „The Cormorant" z zanikającymi rytmami i psychodelicznymi dźwiękami gitar. Utwór zainspirowało pływanie muzyka w islandzkim morzu, gdzie czuł się pośród ptaków i zwierząt absolutnym intruzem.

Powstała płyta niezwykle refleksyjna, wypełniona elektronicznymi pejzażami, chwilami eksperymentalna („Esja", „Giraffe Trumpet Sea"). Ale są też dynamiczne, bardziej żywiołowe kompozycje („Royal Morning Blue"). Chaos natury wyraża „Combustion". Zwraca uwagę piękny elektroniczny walczyk „Darkness To Light"

Finałowe „Particles" przynosi optymizm. To marzenie powrotu do dziecięcego snu i lewitowania ponad wyspą z czarnego piasku, ale już u boku ukochanej. Przy niej Albarn zdaje sobie sprawę z tego, że łączące się w świecie cząsteczki wywołują radość, a to dobry przykład dla ludzi.

Bezpretensjonalną, 31. w karierze płytę nagrał Rod Stewart – „The Tears of Hercules". W teledysku „One More Time" pokazał się z towarzyszeniem wokalnego blond tria. Do taktu szkockiej melodii przemierza Londyn, paraduje przed Buckingham Palace, śpiewając o tym, że prosi ukochaną o „jeszcze raz".

– Nigdy wcześniej nie mówiłem tego o żadnej swojej płycie, ale uważam, że to zdecydowanie mój najlepszy album od wielu lat – skomentował. Znalazł się na nim hołd dla Marca Bolana („Born to Boogie) i „Touchline", dedykowane ojcu wokalisty, który zaraził go futbolową pasją. „I Can't Imagine" to piosenka typowo popandemiczna: o radości muzyka, który cieszy się, że wraca do koncertowania.

Muzyka popularna
O.S.T.R., Grubson i TEDE połączą rap z operą w widowisku „OpeRAP: ŚLEPCY”.
Muzyka popularna
„Wicked” w Romie. Fenomen musicalu na kredyt czarnej magii
Muzyka popularna
Zalewski z trzema Fryderykami. Waluś o „kompromitacji” Nawrockiego
Muzyka popularna
Nowy album Eltona Johna. Powrócił z boską Brandi Carlile
Muzyka popularna
Kirk Hammett z Metalliki nagrywa solową płytę, czytając Pitagorasa po grecku