W miarę jak dzieci rosły, skala trudności była powiększana. Stefan miał 12 lat, kiedy przenieśli się w Alpy. A tam otworzyli nową drogę wspinaczkową – kuluar imienia Cieślarów.
W miasteczku Modan dzieci wypatrzyły na kupionej w księgarni mapie miejsce dla Cieślarów, bo nikogo tam nie będzie. Wszyscy starannie przestudiowali opis terenu, którą stroną języka lodowca przejść, gdzie pokonać szczelinę brzeżną.
– Świtało, kiedy przyszliśmy pod Mont Cenie w masywie Vanoise na granicy francusko-włoskiej. Okazało się, że języka lodowca już nie ma. Odłamał się. Jest nowa konfiguracja terenu. Wypatrzyliśmy drogę wejścia na lodowiec. Była łatwa na początku. Nie związaliśmy się liną. Wchodziliśmy po zamarzniętym żwirze. W pewnym momencie zrobiło się zbyt ciasno i stromo, żeby zakładać raki. Paweł szedł z przodu i czekanem rąbał stopnie. Dopiero w południe stanęliśmy na lodowcu.
Nazwisko Cieślarów po raz pierwszy wpisane zostało na alpejskie mapy. Stefan Cieślar poprowadził później wiele nowych dróg wspinaczkowych w Alpach.
Starszy syn Paweł po maturze pojechał do Chamonix. Wszedł do hotelu i powiedział: „Potrzebuję pracę w tym hotelu, bo nazywa się Mont Blanc. Pracować mogę tylko w nocy, bo w dzień muszę chodzić po górach. Proszę zatrudnić mnie jako recepcjonistę i dać mi miejsce do spania”. Pracował także w schronisku. Wspinał się. Łamał nogi. Wreszcie zdobył uprawnienia przewodnickie, kończąc trzyletni kurs elitarnej szkoły dla przewodników ENSA (Ecole Nationale de Ski et Alpinisme) w Chamonix. Zbyt mierziła go pogarda i niechęć starych górali dla takich jak on intruzów z nizin oraz kult pieniądza, któremu hołdowali, by zostać w Alpach. Wyjechał w Pireneje. Założył z kolegami biuro przewodników wysokogórskich. Wprowadzał turystów w różne góry świata. Razem z żoną objął schronisko Francuskiego Klubu Alpejskiego w masywie Les Erines.
Stefan studiował kierunek filmowy i public relations na uniwersytecie Saint-Denis na obrzeżach Paryża. Zrealizował film dokumentalny „Skruszyć lód” o grupce narkomanów, którą zabrał wraz z przyjacielem w góry. Góry miały być środkiem terapii. Dyplomu nie zrobił. Film porzucił. Uważał, iż wszyscy w tej branży są dla siebie wilkami.
Dusił się w mieście. Nie mógł żyć bez gór. Żona, śliczna Meksykanka, czołowa dziennikarka Radia France International w języku hiszpańskim, nie chciała opuścić Paryża. Rozstali się, ale pozostali przyjaciółmi. Stefan ukończył ENSA w Chamonix. Jako przewodnik jeździł w góry różnych kontynentów. Za swe osiągnięcia wspinaczkowe, wytyczenie nowych dróg, wprowadzony został do ekskluzywnego francuskiego klubu Groupe de Haute Montagne, skupiającego wybitnych alpinistów z całego świata.
W Grenoble z grupą kilku dziewczyn i chłopaków wynajął duży dom. Powstała wspólnota, którą łączyły góry, narty, wspinaczka. Dyskutowali, oglądali filmy, bawili się, czytali książki, gotowali. Kiedy Stefan z trzema kolegami zaginie jesienią 2006 roku w Himalajach, środowisko z Grenoble natychmiast zorganizuje się w stowarzyszenie Revenir du Nepal (Powrócić z Nepalu), założy blog w Internecie i zaalarmuje całą Francję.
[srodtytul]Wypadek w drodze na Ganesh[/srodtytul]
Alarm podniosły dziewczyny. Przyszły w ustalonym z wyprawą kolegów dniu na umówione miejsce w pięknej i dzikiej grupie górskiej Ganesh Himal w Nepalu. Nikogo nie zastały. Zeszły do najbliższej wioski, gdzie ostatni raz widziano czterech alpinistów z Francji. Przez radiotelefon zaalarmowały ambasadę francuską.
W Katmandu przebywał jeden z najlepszych alpinistów francuskich Christian Trommsdorff. Przyleciał wraz z kolegą helikopterem i z dziewczynami poszli do góry. Natrafili na dwa obozy. W namiocie wyżej położonego znaleźli dziennik Jean-Baptiste Moreau. Zapiski kończyły się 26 października 2006 r.
– Dla Jean-Baptiste Moreau Stefan był jakby starszym bratem – mówi Elżbieta Cieślar. Wprowadzał go w wysokie góry. J-B, jak go nazywaliśmy, akurat dostał się do ENSA. Był przepięknym człowiekiem. Dwóch pozostałych: Raphaela Perrssin i Vincenta Villedieu, nie znałam.Mieli wspinać się na Mt Paldor (5896 m), ale z powodu złych warunków śnieżnych w ścianie zdecydowali się pójść na Ganesh VII (6350 m). Co dalej się wydarzyło, pozostawało tajemnicą.
Dzięki akcji w Internecie przyjaciół z Revenir du Nepal w ciągu pięciu dni na specjalne konto wpłynęło 80 tys. euro. Cała Francja żyła sprawą wypadku w Himalajach. Czterej alpiniści mieszkali w różnych miejscach – czterech prefektów monitowało do władz w Paryżu o wszczęcie akcji ratunkowej. Prezydent Chirac wysłał samolot wojskowy, który efektownie, z dużym rozgłosem mediów wystartował... miesiąc później, następnie wylądował w Katmandu z ekwipunkiem i ratownikami na pokładzie, po czym zawrócił na południe Francji. Akcji ratunkowej nie podjęto.
– To była dobra operacja propagandowa, ale nie taka znów bezsensowna z punktu widzenia alpinizmu. Bo oto pierwszy raz rząd zdecydował się wysłać kogoś na ratunek alpinistom na innym kontynencie – uważa matka Stefana Cieślara.
Rodziny ofiar wypadku wystosowały apel o pomoc Nepalczykom w stworzeniu skutecznego systemu ratownictwa górskiego. Podpisali się pod nim parlamentarzyści Unii Europejskiej, alpiniści z różnych krajów, lekarze, dziennikarze.
[srodtytul]Epitafium[/srodtytul]
Część tajemnicy odsłoniła się w lipcu 2007, gdy Jean Coudray, profesor ENSA, udał się wraz z grupą Szerpów w rejon wypadku.
Szczątki dwóch wspinaczy znaleziono na wysokości 4900 m w lawinisku leja opadającego spod wierzchołka Ganesh VII na lodowcu Sanjung. I choć zidentyfikowano ciała, nazwiska nie zostały ujawnione. Elżbieta Cieślar mówi, że tak będzie lepiej. Rodziny będą mogły żyć w przeświadczeniu, że to ich bliscy zostali znalezieni i pochowani.
Szerpowie złożyli ciała w lodowcu i postawili nad nimi kamienny pomnik- czorten.
Kiedy Elżbieta, Emil i Paweł Cieślarowie pojechali do Nepalu w rocznicę śmierci Stefana, nie zastali już śladu po czortenie. Postawili z Szerpami nowy, na pagórku otulonym wodą jeziorka.
W opowiadaniach, które zostawił po sobie Stefan, przewija się motyw kamiennej lawiny, ciąży obsesja śmierci.
– Wszystkie są fikcją literacką – mówi matka. – Nie potrafię powiedzieć, dlaczego śmierć jest tak mocno w nich obecna.
Na czortenie umieścili słowa wzięte z opowiadania Stefana „Odbicie”, w którym bliscy zabitego przez kamienną lawinę alpinisty zastanawiają się nad treścią epitafium dla niego. Dziewczyna tragicznie zmarłego mówi, że on sam mógłby je najlepiej napisać.
Stefan to uczynił.
„Ponad wszystko kochał wolność.
Góry dawały mu przestrzeń, w której mógł się jej oddawać.Umarł jako człowiek wolny”.
[i]Dochód z opowiadań Stefana Cieślara „Pasja gór”, które, staraniem jego matki, opublikowało właśnie w Polsce wydawnictwo STAPIS, przekazany zostanie za pośrednictwem Fundacji Yves Pollet Villard na rozwój ratownictwa w Nepalu. „Przestrzeń wolności” to wstęp Moniki Rogozińskiej do tej książki. Promocja „Pasji gór” odbędzie się 2 grudnia o godz. 18.00 w Traffic Clubie w Warszawie.[/i]