Dzisiaj wyjazd na roczną wymianę studencką do Europy Zachodniej nie jest niczym nadzwyczajnym. Jednak jeszcze w latach 90. był rzadkością i wyzwaniem. „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie" jest właśnie zapisem takiego doświadczenia.
Beata Chomątowska, do niedawna dziennikarka „Rz", autorka wydanej w 2012 r. „Stacji Muranów", ciekawej i wnikliwej monografii warszawskiej dzielnicy, tym razem opublikowała książkę bardziej osobistą. Ciężko ocenić, ile jest tu fikcji. Zdaje się, że mniej więcej tyle, by nie stoczyć się w ekshibicjonizm. Bohaterką jest bowiem Beata, polska studentka ekonomii z dobrego krakowskiego domu interesująca się kulturą. Wypisz wymaluj autorka, która identyczną podróż odbyła za młodu. Chomątowska miesza wspomnienie z fikcją i nie musi się tłumaczyć, które rzeczy zdarzyły się naprawdę, a które tylko na papierze. Takie są przywileje literatury. Już okładka książki, stylizowana na zeszyt z szarego papieru, sugeruje, że autorka sfabularyzowała swój dziennik i przycięła do powieściowych ram.
W „Prawdziwych przyjaciołach..." uderza ogromna liczba szczegółów i detalicznie nakreślone tło podróży. Jesteśmy zasypywani faktografią: markami piwa, gatunkami sera, nazwami lokali, a nawet barwami klubów sportowych. Trudno to wszystko spamiętać i się nie pogubić. Ten gąszcz detali pozwala niemal fizycznie znaleźć się w Bredzie, razem z bohaterami w knajpie De Boulevaard. Mnogość spostrzeżeń kulturoznawczych i dygresji historycznych sprawia, że książkę można traktować jako kompendium wiedzy o Holandii, mierzącą się ze stereotypami i banałami na temat kraju tulipanów i coffee shopów.
Bardzo dobrze wypadają ironiczne obserwacje poczynione na obczyźnie, jak choćby historia rodaka autorki – Marcina, który tęskni za „polskimi tyłeczkami". Ta tęsknota prowadzi go na patriotyczny wieczór, gdzie – jakżeby inaczej – upija się z rodakami.?W tle dokonuje się przemiana bohaterki. Pochopnie przepuszcza stypendium, więc musi zacząć pracę. Z cwanej, roszczeniowej Polki zamienia się w pracowitą dziewczynę, szorującą holenderskie mieszkania. Jej anarchizujące nastawienie łagodnieje w zderzeniu z trudami zagranicznego życia i samotnością. Z coraz większym dystansem i zażenowaniem obserwuje rodaków, którzy zachowują się podobnie jak ona sama na początku wyprawy.