Są autorzy, którzy wywołują w sobie stany zwane kiedyś natchnieniem, używając, a nawet nadużywając!, różnych substancji psychoaktywnych. Tymczasem autor „Przedświtów”, by mógł powstać ten sennik, pielęgnował w sobie poranne wybudzenia bądź wręcz bezsenność, aby zapisać to, co śni i przydarza mu się we śnie. Ale nie da się też wykluczyć, że sny spragnione upamiętnienia tak wpływały na Pawła Orła, by się nimi zajął, popielęgnował i uwiecznił. Mają przy łóżku notatnik, spał czujnie i stosował technikę, którą można by nazwać „stenotypią snu”.
Nie dać się ukryć, że wchodzenie w interakcję ze snem staje się doświadczaniem wolności: „(„Życie oniryczne w jakiś sposób uśmierca cielesne). W końcu mogę dłużej być w łóżku, nie spieszyć się (…). Zamykam oczy. Małe wytchnienie. Przestaję istnieć – śnię – przestaję istnieć i pamiętać. Z niechęcią wracam do otoczenia”.
Wpływa też na porządek dnia: „Bezczelnie wyleguję się. Nie słucham, nie czytam, nie piszę, nie śpię, nie rozmawiam, nie planuję, nie czuję nic. Tylko co pięć minut jednym ruchem ręki wyciszam alarm w telefonie. Nie drażni mnie, nie przeszkadza i nie chcę go wyłączyć raz na zawsze. Długie pięć minut, jak nigdy. Co to za stan?”.
Rozbawienie wywołuje parada post-sennych pytań: „Czemu nikt nie docenił, że wydałem tomik Władimira Putina?”. „Kim jest człowiek, który śpi zamiast mnie?”, „Dlaczego mam dziś wstać?”
Sny są literackie, artystyczne, bo goszczą w nich Henryk Bereza - wielki mentor autora, malarz Andrzej Fogtt, Ingmar Bergman (we śnie można usłyszeć jego głos) czy Leszek Bugajski.