Stary Chorwat pożycza pistolet i wsiada do rozklekotanego vol-vo. Rusza w ostatnią podróż – z Zagrzebia do Sarajewa. Po kilku dekadach wraca do Bośni, gdzie się urodził. Musi pokonać granicę, wjechać do państwa, w którym rejestracja jego samochodu zdradza wszystko: jest obcy, wrogi, mówi innym językiem.
Miljenko Jergović w nowej powieści „Freelander” pokazał człowieka, który chce zapomnieć o życiu wśród politycznych, religijnych i kulturowych barier. – Marzy mu się wyzwolenie od kraju, bycie bezpaństwowcem – mówi autor „Rz”. – To problem całej Europy po II wojnie światowej. Polacy też go znają. Wielu ludzi rodziło się, wychowało, dojrzewało i umierało w jednym miejscu, ale nie w jednym państwie. Dramatyczne zmiany tożsamości są powodem frustracji i załamań.
Nowa powieść Jergovicia ukazuje się w chwili, gdy w Europie nabrzmiewa dyskusja o napływie imigrantów i akceptacji ich religijnej odmienności. – Okazuje się, że bariery to nie tylko szlabany i celnicy, najważniejsze mury są niewidoczne – uważa pisarz. – Kiedy państwa Unii Europejskiej zrezygnowały z granic państwowych, wyrosły nowe wewnątrz społeczeństw. Niedawno Angela Merkel zbudowała kolejną, ogłaszając koniec państwa multikulturowego. Wystarczyło jedno jej przemówienie, a powstał mur wewnątrz Niemiec i wokół nich. Kiedyś podziały istniały także w Polsce, dopóki były tu żydowskie miasta i getta. Po Holokauście te granice są martwe, ale nie zniknęły.
[srodtytul]Religia jako pocisk[/srodtytul]
Na Bałkanach kilkanaście lat po zakończeniu wojny i ustaleniu nowych granic państwowych podziały przeniosły się w sferę kultury. Jergović opisał we „Freelanderze” językowe niuanse, którymi Bośniacy, Serbowie i Chorwaci podkreślają dzielące ich różnice. Jego bohaterowie rozpoznają narodowość po akcencie lub charakterystycznym słowie. Ale ujawnił też paradoksy: choć narody bałkańskie okopały się i trwają na posterunkach różnic językowych, łączy je pasja do innych zjawisk. – Najlepiej pokazuje to fenomen turbofolku, prymitywnej muzyki kawiarnianej, połączonej z motywami etnicznymi i brzmieniem syntezatorów – wyjaśnia Jergović. – Jest wszechobecna, stała się narzędziem mentalnego terroru serbskich nacjonalistów. Ale uwielbiają ją też chorwaccy nacjonaliści. Dwa wrogie środowiska znalazły w niej wspólną tożsamość.