O II Rzeczpospolitej bez pruderii

Narzekamy często, że obcokrajowcy nie mają bladego pojęcia o historii Polski czy też szerzej – Europy Wschodniej. Na ich usprawiedliwienie przemawia jednak to, że nasza historia jest wyjątkowo skomplikowana i do zrozumienia trudna.

Publikacja: 02.04.2011 01:01

Michał K. Pawlikowski pokazuje obraz międzywojennego dwudziestolecia bez pruderii. Na zdjęciu: prost

Michał K. Pawlikowski pokazuje obraz międzywojennego dwudziestolecia bez pruderii. Na zdjęciu: prostytutki na ul. Marszałkowskiej w Warszawie

Foto: NAC

Jak na przykład wytłumaczyć Francuzowi przypadek Michała K. Pawlikowskiego? Polaka, który – mieszkając w międzywojennej Polsce – czuł się emigrantem, pochodził bowiem z Białorusi, ale sam nazywał się Litwinem?

Czytelnicy, przyzwyczajeni do sielankowego, wyidealizowanego obrazu II RP, czytając „Wojnę i sezon" Pawlikowskiego, mogą przeżyć szok. Autor – występujący w tych zbeletryzowanych wspomnieniach jako Tadeusz Irteński – nie ukrywa bowiem, że państwo to niespecjalnie mu się podobało. Choć teraz, gdy Polska została zepchnięta za linię Curzona, może się to wydać śmieszne, ale chodziło mu przede wszystkim o „skromne granice wschodnie" II RP.

„Po wojnie 1920 roku spotkała nas »szalona okazja«. Po upływie stuleci trzy sąsiednie potęgi zostały pobite lub osłabione. Na takie okazje państwa i narody czekają niemal na próżno przez długie i mroczne stulecia swych dziejów. Nie wyzyskaliśmy tej okazji. Dobrowolnie oddaliśmy wrogowi wschodniemu ćwierć miliona kilometrów kwadratowych ziemi i kilka milionów mieszkańców" – pisze Pawlikowski.

Zawarty z bolszewikami traktat ryski był dla niego zdradą. Zdradą tych wszystkich ludzi, którzy zamieszkiwali byłe tereny I Rzeczypospolitej, a których nowa Polska pozostawiła na pastwę Sowietów. A więc Białorusinów, Ukraińców, Żydów oraz około 1,5 miliona Polaków, których wkrótce miał spotkać straszliwy los. Społeczność ta padała ofiarą ludobójstwa przy obojętnej postawie braci, którzy mieli to szczęście, że znaleźli się po właściwej stronie wytyczonej w Rydze granicy.

„Gdy pod zaborem pruskim na zachodzie jedno dziecko zmuszano do modlitwy lub nauki w języku niemieckim, zaraz rozpętywano burzę: sypały się protesty, uchwały, interpelacje. Ale gdy na wschodzie hańbiono świątynie, gdy za mowę polską stawiano »pod ściankę«, gdy setki ludzi wyzutych z mienia i odartych do naga mordowano bestialsko, a setki tysięcy innych wysiedlano na wschód i północ – milczeliśmy. Milczał sejm, milczała prasa, milczeli poczytni pisarze" – podkreśla w „Wojnie i sezonie".

Uraz mózgowy

Pawlikowski stał na gruncie granicy sprzed 1772 roku nie tylko ze względów humanitarnych czy sentymentalnych (w Sowietach znalazł się jego znajdujący się na Mińszczyźnie majątek), ale także zdroworozsądkowych. Jego zdaniem Polska, wyrzekając się jagiellońskich ambicji stworzenia wielonarodowego imperium, wydała na siebie wyrok. Powstało bowiem państwo zbyt słabe, by oprzeć się agresywnym sąsiadom. Rok 1939, którym kończy się „Wojna i sezon", miał potwierdzić te obawy.

Jest to więc książka gorzka. Unosi się nad nią duch nadchodzącej zagłady, katastrofy, której widma władze – z operetkowym, zadufanym marszałkiem Rydzem-Śmigłym i całym zastępem mniejszych Rydzów na czele – zdawały się nie dostrzegać. Pawlikowskiego jako patriotę Wielkiego Księstwa Litewskiego najbardziej irytowała głupia, nacjonalistyczna polityka II RP, która jeszcze bardziej odpychała inne narody Rzplitej od Polaków.

Protestował przeciwko próbom polonizacji Białorusinów, biciu pałkami Żydów po uniwersytetach czy niszczeniu cerkwi. Jak każdy rasowy polski konserwatysta nie cierpiał endecji, która – choć formalnie pozostawała w opozycji – zdobyła wówczas w Polsce rząd dusz i wpływała na jej fatalną politykę. „Endecja to nie program polityczny, a pewien uraz mózgowy" – pisze w „Wojnie i sezonie".

Rozważania polityczne stanowią jednak tylko niewielką część wspomnień Pawlikowskiego. „Wojna i sezon" – podobnie jak jej pierwsza część „Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego" – to przede wszystkim kronika ostatnich lat istnienia szlachty litewskiej. Polowania z nagonką, kresowe dwory, pojedynki na pistolety oraz przede wszystkim dzikie fantazje młodych (i nie tylko!) szlachciców. Aż trudno uwierzyć, że świat ten istniał jeszcze siedemdziesiąt parę lat temu!

Pisząc o życiu codziennym II Rzeczypospolitej, Pawlikowski rozbija głęboko ugruntowane w naszej świadomości mity i wyobrażenia. Choćby to, które mówi o dwudziestoleciu międzywojennym jako okresie obyczajowej pruderii. Czasie cnotliwych harcerek i dobrodusznych chłopców, którym w głowie były tylko patriotyczne lektury i przelewanie krwi za ojczyznę.

Ze swoim przyjemniej

Weźmy choćby opowieść o tym, jak młodzież mińska – gdy jej rodzinne strony dostały się pod jarzmo bolszewickie – zjechała do Warszawy. Tadeusz wraz z kolegami wynajął pokoje umeblowane na Sewerynowie.

„Służącą, a jednocześnie zarządczynią pokojów umeblowanych była Feliksowa. Nie lubiła oczywiście częstych wizyt »kobiet uprawiających nierząd zawodowo«. Gdy ją posyłano po piwo i wódkę lub przekąski do pobliskiego »Lija«, zwracała się z błagalną prośbą:

– Proszę tylko nie sprowadzać kurwów.

Z góry wiedząc, że te błagania nic nie pomogą, dodawała:

– Przynajmniej proszę nie krzyczeć".

Owe pokoje miały tę zaletę, że nie trzeba było w nich palić. Piętro niżej znajdowała się bowiem łaźnia parowa. „Bohdan Zalutyński chodził do tej łaźni w bogatej dasze [rodzaj peleryny] ubranej na gołe ciało. Jeżeli spotykał po drodze kobietę, rozchylał poły dachy, wywołując słuszne wrzaski strachu i oburzenia". Nic więc dziwnego, że pokoje, w który odbywały się „kartograjstwa, pijaństwa i inne orgie", szybko zyskały w Warszawie miano „kurwiego dołku".

Rok 1920. Armia odpiera spod stolicy śmiertelnego wroga. Jednocześnie w mieście odbywają się dancingi, libacje w restauracyjnych gabinetach, podczas których oprócz raczenia się alkoholem wącha się eter i kokainę, a panowie pielgrzymują do domów gry i burdeli. „Pensjonarka w jednym z nich zwierzała się Tadeuszowi: – Wczoraj był u mnie oficer francuski. I wiesz – jakoś nie tak. Ze swoim przyjemniej. »Patriotka« – pomyślał Tadeusz".

Pawlikowski, który deklarował, że zawsze miał wstręt do histerycznego patriotyzmu na pokaz, tak pisał o bohaterskiej śmierci ziemianina Henia Roztropowicza w szarży konnej pod Tarnopolem: „Dostał kulą w brzuch i umarł w męczarniach. Legenda przypisywała mu, że przed śmiercią zwierzył się koledze z miłości do pewnej panienki. Naprawdę jednak ostatnie jego słowa były: – Dowojowałem się, j... mać".

Podobnie jak w „Dzieciństwie i młodości..." Pawlikowski w „Wojnie i sezonie" ukazuje wspaniałą galerię litewskich oryginałów, a więc ludzi rodem z XIX wieku, których cechowały rozmaite dziwactwa, fantazje i wybryki. Choćby pan Aryk Krasowski, który „w ciągu paru miesięcy symulował paraliż nóg w celu wyłudzenia od rodziców większej sumy pieniężnej". Albo pan Stanisław Niekrasz, który poił krowę likierem w restauracji.

Ciekawym przypadkiem był także pan Witulek Wagner, którego żona porzuciła ze względu na jego dziwny zwyczaj. „Zdarzało się, że w nocy Witulek widział stado olbrzymich szczurów przebiegających pod łóżko żony i otwierał ogień z rewolweru do tych wyimaginowanych szczurów".

Wspomniany Bohdan Zalutyński miał zaś faktora o nazwisku Wolikow. „Gdy chodził z Wolikowem po ulicach Grodna, kazał mu trzymać się o ćwierć kroku z tyłu i od czasu do czasu – nie odwracając głowy – podsuwał mu pod nos kciuk ze słowami: – Possij dziedzicowi paluszek (pososi barinu palczik). Wolikow nie gniewał się i ssał posłusznie". Oczywiście obaj musieli doprowadzać tym do szału postępowych przechodniów, którzy piętnowali feudalne stosunki panujące na litewskiej wsi.

„Wojna i sezon" to prawdziwa kopalnia anegdot.

Kto to kupi

Oto opowieść o pani Klementynie z Potockich Tyszkiewiczowej, ordynatowej na Birżach. Słynęła ona ze słusznego wzrostu i wspaniałych karnawałowych toalet. Po balach sprzedawała je zawsze niejakiej Sorze Kłok. Między obydwoma paniami doszło raz do takiej rozmowy:

„– Pani hrabino, pani hrabino, ale kto to kupi, kto...

– Może jakaś dmimondenka [kobieta z półświatka] – odpowiada pani Klementyna.

– Kto taki, kto? Może pani hrabina da adres.

– Ach, Boże, no może jakaś kokota...

– Kokota? Kto to taki? Może adres?

– No, może jakaś kurwa – mówi zrozumialej hrabina.

Pani Sora Kłok podniosła oczy na wyższą od niej o dwie głowy panią Klementynę:

– Ale gdzie taką kurwę jak pani hrabina znaleźć! – powiedziała z westchnieniem".

„Wojna i sezon" – podobnie jak „Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego" – należy do tych nielicznych książek, których się nie odkłada, dopóki nie dotrze się do ostatniej strony. Obok dzieł Józefa Mackiewicza jest to chyba największa rzecz, jaką napisano na obczyźnie. Tym smutniejsze, że w III RP, w której całą wspaniałą literaturę emigracyjną sprowadzono do Miłosza i Gombrowicza, powieści te zostały niemal całkowicie zapomniane.

Być może stało się tak dlatego, że Pawlikowski nie mieści się w ustalonych ramach. Lewicowców drażni swoimi reakcyjnymi poglądami, a dla bogoojczyźnianej prawicy jest nie do zaakceptowania, bo z ironią traktuje tzw. narodowe świętości. Miejmy jednak nadzieję, że wznowienie obu książek Pawlikowskiego przez LTW sprawi, iż ten ostatni szlachcic Wielkiego Księstwa Litewskiego znajdzie się wreszcie na swoim miejscu. W kanonie literatury polskiej XX wieku.

Michał K. Pawlikowski, „Wojna i sezon".

Wydawnictwo LTW, Łomianki 2011

Jak na przykład wytłumaczyć Francuzowi przypadek Michała K. Pawlikowskiego? Polaka, który – mieszkając w międzywojennej Polsce – czuł się emigrantem, pochodził bowiem z Białorusi, ale sam nazywał się Litwinem?

Czytelnicy, przyzwyczajeni do sielankowego, wyidealizowanego obrazu II RP, czytając „Wojnę i sezon" Pawlikowskiego, mogą przeżyć szok. Autor – występujący w tych zbeletryzowanych wspomnieniach jako Tadeusz Irteński – nie ukrywa bowiem, że państwo to niespecjalnie mu się podobało. Choć teraz, gdy Polska została zepchnięta za linię Curzona, może się to wydać śmieszne, ale chodziło mu przede wszystkim o „skromne granice wschodnie" II RP.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Kinga Wyrzykowska o „Porządnych ludziach”
Literatura
„Żądło” Murraya: prawdziwa Irlandia z Polakiem mechanikiem, czarnym charakterem
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Mateusz Grzeszczuk o „Światach lękowych” i nie tylko
Literatura
Zmarły Mario Vargas Llosa był piewcą wolności. Putina nazywał krwawym dyktatorem
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Literatura
Zmarł laureat Nagrody Nobla Mario Vargas Llosa