Rz: Po pięciu latach milczenia Milan Kundera daje czytelnikom „Święto nieistotności". Książka powstała ponoć z inspiracji żony, która chciała, by napisał powieść, w której nic nie będzie na poważnie. Tak jest?
Marek Bieńczyk: Nie całkiem. Już w „Powolności" wypowiedział takie marzenie o książce zabawce, niepoważnej w każdym calu, a żona ostrzegała go, że krytycy powieszą na nim wszystkie psy, jeśli coś takiego zrobi. Ale, jak to u Kundery, w tym żarcie coś jest – coś, co chce jeszcze o świecie powiedzieć.
„Święto nieistotności" opublikowane zostało po włosku, później po hiszpańsku, a dopiero potem po francusku – w języku, w którym zostało napisane. Dlaczego?
Kundera parę razy wydawał powieści najpierw poza Francją. Bywało i tak, że premierowo ukazywały się w Hiszpanii i Islandii, gdzie ma wielu przyjaciół i czytelników. Kaprys wynikający pewnie z faktu, że w tych krajach jest fenomenalnie popularny, bardziej niż we Francji.