To żadna konkurencja. Chcę pokazywać zaledwie kilka najlepszych filmów z Europy Wschodniej, żebyśmy mogli się z nimi porównać. Bywa, że najciekawsze są zarezerwowane przez inne imprezy, ale mam nadzieję, że uda mi się pozyskać 8 tytułów i zorganizować spotkanie np. z węgierskimi twórcami, którzy są dziś w świecie bardzo wysoko notowani.
Zapowiadał pan również targi koprodukcyjne.
W tym roku nie było na nie szans. To praca na 10 miesięcy. Mam nadzieję, że w przyszłym uda się.
W promocji kina w Polsce ogromną rolę odgrywa gala, która w ostatnich latach była bardzo nisko oceniana.
To jest twarz festiwalu. Spróbuję więc uniknąć napinania się na Bóg wie co, a potem spadania z głośnym plaskiem na ziemię. Chciałbym, aby tegoroczna gala została zrealizowana ze smakiem i nie promowała głównie hostess w krótkich spódnicach. Będzie ją reżyserował i prowadził Maciej Stuhr. Marzy mi się, żeby ludzie, którzy mają w swojej dziedzinie znakomitą pozycję wręczali na niej nagrody twórcom, którzy zrobili w ostatnim roku coś wybitnego.
Festiwal za miesiąc. Ma pan tremę? Czego pan się najbardziej boi?
To straszne, ale przestałem się bać. Uznałem, że najgorsze co może się wydarzyć to to, że festiwal nie będzie lepszy, a ja będę sfrustrowany, że nie udało mi się zrealizować planu. Dlatego postanowiłem, że będę radykalny. A czy boję się, że to się nie uda? Bałem się dopóki nie obejrzałem filmów. Teraz mam nadzieję, że będzie w porządku.
Rozmawiała Barbara Hollender
Dwunastka, która będzie walczyć o Złote Lwy w konkursie Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
„Czarny czwartek" Antoniego Krauzego
„Daas" Adriana Panka
„Essential Killing" Jerzego Skolimowskiego
„Italiani" Łukasza Barczyka
„Ki" Leszka Dawida
„Kret" Rafaela Lewandowskiego
„Lęk wysokości" Bartka Konopki
„Młyn i krzyż" Lecha Majewskiego
„Sala samobójców" Jana Komasy
„Róża z Mazur" Wojciecha Smarzowskiego
„W imieniu diabła" Barbary Sass-Zdort
„Wymyk" Grega Zglińskiego"