Pierwszy festiwal berliński odbył się w roku 1951, w czasach napięcia między Wschodem i Zachodem oraz wojny koreańskiej. 75 edycja rozgrywa się w atmosferze niepewności, gdy stery świata przejmuje skrajna prawica, gdy na stanowisko prezydenta USA powrócił Donald Trump, zaczyna się czwarty rok wojny w Ukrainie, tragedia rozgrywa się w strefie Gazy.
Im bliżej zakończenia festiwalu tym więcej w Berlinale Palast i okolicach mówiło się o niemieckich wyborach, których termin wypada przecież dzień po zakończeniu festiwalu i w których – jak przypuszczano – dobre wyniki mogła osiągnąć skrajnie prawicowa partia AfD. Cały ten niepokój o świat mocno odbił się na berlińskim ekranie. Ale jury obradujące pod przewodnictwem Todda Haynesa postawiło na zupełnie inne kino.
„Dreams (Sex, Love)”. Opowieść o dorastaniu i współczesne kino drogi
Werdykt był zaskoczeniem. Ze Złotym Niedźwiedziem wyjechał z Berlina norweski film „Dreams (Sex, Love)”. To trzecia część nakręconej w ciągu roku trylogii, queerowa opowieść o dorastaniu, o uczennicy urzeczonej swoją nauczycielką, ale też o współczesnej moralności. I o pisaniu, przekładaniu swoich przeżyć na literacką opowieść.
Srebrne Niedźwiedzie przypadły filmom drogi. Grand Jury Prize za „The Blue Trail” odebrał Gabriel Mascaro. Zaproponował opowieść o zbliżającej się do osiemdziesiątki kobiecie, która rządowym nakazem ma znaleźć się w kolonii dla starych ludzi. Postanawia jednak wyruszyć w swoją ostatnią podróż przez Amazonię. Drugi Srebrny Niedźwiedź przypadł argentyńskiej „Wiadomości” („El mensaje”) Ivana Funda, gdzie para wędrowców (dziadków czy opiekunów?) wykorzystuje zdolności dziewczynki do komunikowania się ze zwierzętami. Mała rozmawia z psami, końmi, oni biorą za to pieniądze. Gdzieś w tle jest tu Argentyna, ale najważniejsza jest historia dziecka.