Bibliofil Marek Potocki o polskim rynku sztuki

- Nie ma sztuki polskiej albo obcej. Jest tylko sztuka dobra i sztuka zła - mówi Marek Potocki, bibliofil

Publikacja: 08.12.2011 00:18

Bibliofil Marek Potocki o polskim rynku sztuki

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Miliszkiewicz JM Janusz Miliszkiewicz

Rz: Wyjechał pan z Polski w 1961 roku. Mieszkał pan w dziesięciu krajach, a pracował w kilkudziesięciu jako przedstawiciel amerykańskich korporacji. Cały czas kolekcjonował pan przede wszystkim polonika. Zna pan zachodni rynek sztuki. Czy po przyjeździe do kraju nie myślał pan, żeby zostać tu antykwariuszem lub marszandem?

Marek Potocki:

Nigdy nie brałem tego poważnie pod uwagę, ponieważ nie znam mentalności potencjalnych klientów w Polsce. Przede wszystkim szybko zorientowałem się, że po ogromnym wzroście cen po 1989 roku ceny na krajowym rynku sztuki radykalnie zatrzymały się mniej więcej w połowie lat 90. i  nigdy nie osiągnęły poprzedniej dynamiki wzrostu.

Polski rynek sztuki dawnej i współczesnej jest niewspółmiernie mały do rozwoju gospodarki i bogacenia się obywateli. To zdumiewające, że jest tak słabo rozwinięty. Mam wrażenie, że od połowy lat 90. się kurczy. Niedawno na jednej z krajowych aukcji, o czym mówiłem „Rzeczpospolitej", spadł z licytacji kolejny dobry obraz Henryka Siemiradzkiego. Można wymienić dziesięć – 20 nazwisk malarzy ważnych w polskiej historii sztuki, których muzealnej wartości dzieła tak samo nie budzą należytego zainteresowania.

Czy to brak edukacji powoduje, że bogaci Polacy nie są klientami galerii lub antykwariatów?

Przypuszczam, że za bardzo myślą o inwestycyjnej wartości sztuki, a za mało o tym, że codzienny kontakt z nią po prostu daje radość. Jeśli ktoś od razu przy zakupie szacuje ewentualny zysk z odsprzedaży, nie przywiązuje się do obrazu, to motywy zakupu są zbyt powierzchowne, pozbawione osobistego przeżycia. Przed wojną rejent w Krakowie kupował obrazy np. Włodzimierza Tetmajera, Kossaków lub Wyspiańskiego, bo mu się po prostu podobały. Dobrze wiedział, czego chce, bo taki był styl życia bogatego mieszczaństwa. Tamte zamiłowanie do sztuki powstawało przez pokolenia. Rejent miał ojca, miał dziada. Nie tyle wojna, ale komuna przerwała tę tradycję i totalnie zubożyła społeczeństwo materialnie i duchowo.

100 tys. zł

zapłacono na aukcji w Lamusie za „Herbarz" Kaspra Niesieckiego

Aktor Alain Delon ma cudowną kolekcję sztuki. Jako artysta zrobił światową karierę. Zamiast kupować np. jachty czy kosztowne auta, kupował sztukę, choć nie miał w tej dziedzinie żadnej edukacji ani rodzinnych tradycji. Ale miał otwartą głowę, wyobraźnię!

Kolekcjonował też stare alkohole świetnych winnic. W ostatnich dniach jego piwnica sprzedana została za gigantyczną kwotę. Zarobek nie był jego celem. Zbierał, bo sprawiało mu to przyjemność, a zarobił na tym przy okazji.

Może krajowy rynek sztuki jest niewielki, ponieważ jesteśmy społeczeństwem na dorobku i ludzie kupują rzeczy o podstawowym znaczeniu.

Pieniądze nie mają tu nic do rzeczy! Nie wierzę, żeby niezamożny obywatel nie mógł choćby raz w roku kupić za 100 zł świetnej grafiki wykonanej przez młodego artystę. Otaczanie się sztuką to sprawa przeżyć, a nie pieniędzy.

Tak samo kryzys finansowy nie może być usprawiedliwieniem faktu, że rynek sztuki jest tak mały. Bogaci Polacy nadal mają pieniądze, tylko rzadko kupują sztukę.

Podobały się panu niedawne 9. Warszawskie Targi Sztuki?

Był tam jeden dobry obraz Malczewskiego i bodaj dwa obrazy Brandta. Reszta oferty była na poziomie prowincjonalnego europejskiego miasta. Czekam już na doroczne wiosenne targi bibliofilskie w Paryżu. W zeszłym roku najstarsza książka, jaką tam oglądałem, była z 1468 roku, wydana zaledwie 13 lat po „Biblii" Gutenberga. Mam międzynarodową skalę porównawczą, pewnie dlatego brakuje mi entuzjazmu w ocenie polskiego rynku.

Brakuje u nas wzorów osobowych. Dobrze, że Zamek Królewski w Warszawie organizuje wystawy wielkich prywatnych kolekcji. Na przykład katalog wystawy zbiorów Tomasza Niewodniczańskiego stał się podstawowym źródłem informacji dla kolekcjonerów, antykwariuszy, muzealników.

Znałem Tomasza Niewodniczańskiego. On na pewno nie tworzył kolekcji po to, aby na niej zarobić! Kupował, ponieważ cieszył go codzienny kontakt z zabytkowymi książkami, mapami czy rękopisami królów.

Widziałem, jak dr Niewodniczański przymykał oczy i wodził palcem po podpisie cesarza Napoleona. Rzadko widuje się ludzi tak szczęśliwych.

Kolekcjonerstwo to rodzaj odurzenia. Przypuszczam, że bogaci Rosjanie, którzy na przełomie XIX i XX wieku kupowali dzieła impresjonistów, byli tak samo odurzeni szczęściem posiadania tych dzieł. Kupowali te obrazy, bo im się po prostu podobały, a nie na inwestycję. Zwłaszcza że wtedy malarze ci byli anonimowi i nikt nie był w stanie przewidzieć, że uznani zostaną za geniuszy sztuki.

Jeżeli na polskim rynku pojawia się raz na 20 lat książka z księgozbioru ostatniego Jagiellona i kosztuje 60 tys. zł, to chyba niewiele? Tyle kosztuje przeciętny seryjny samochód, który po paru latach zamieni się w złom.

Aukcja to żywioł, niektóre książki osiągają rekordowe ceny, inne niższe. Ceny nie da się przewidzieć. Teraz na aukcji w warszawskim antykwariacie Lamus pierwsze wydanie „Herbarza" Kaspra Niesieckiego kupiono za 100 tys. zł 25 tys. euro na tle światowych notowań to cena bardzo wysoka jak za wydanie z XVIII stulecia. W międzynarodowej skali to cena ogromna, zwłaszcza za herbarz. Na Zachodzie herbarze nie cieszą się takim popytem jak w Polsce. Tak samo za rekordową cenę 145 tys. zł sprzedano teraz w Lamusie pas słucki. Na tej aukcji byłem zły, ponieważ nie udało mi się wylicytować książki Aleksandra Sapiehy „Podróże w krajach sławiańskich". Ta mała książeczka z 1811 roku poszła za ogromną cenę 7 tysięcy złotych. Przegrałem licytację, ale tak wysoka cena ucieszyła mnie.

Kolekcjonuje pan między innymi polskie pisma polityczne z XVIII wieku, np. Staszica, Bohomolca, Krasickiego czy Konarskiego.

One są dużo bardziej zbliżone do sposobu myślenia na zachodzie Europy niż dzisiejsza polska myśl polityczna. Izolacja Polski przez ustrój komunistyczny spowodowała duchową przepaść.

Spotykam pana na aukcjach bibliofilskich. Co pan czuje, kiedy widzi idealnie zachowane pierwsze wydanie genialnego dramatu „Wesele" Stanisława Wyspiańskiego za zaledwie 150 – 180 zł?

Nie rozumiem, dlaczego pierwodruki arcydzieł Wyspiańskiego nie są poszukiwane, a ich ceny są tak niskie. Na aukcjach bibliofilskich klienci chętnie wydają gotówkę, choć nie wszyscy jeszcze mają odpowiednią wiedzę. Rynek ten kieruje się modami. Teraz panuje moda na oprawy sygnowane przez przedwojennych polskich introligatorów. Cena nie zależy od jakości oprawy ani od tytułu książki, to może być „Trędowata" Mniszkówny, liczy się nazwisko polskiego introligatora. Osiągają one wysokie ceny, choć ich wartość artystyczna nie dorównuje pracom zachodnich introligatorów, które dostępne są na rynku, ale nie są kupowane.

Na czerwcowej aukcji jednego z warszawskich antykwariatów wygrałem ostrą licytację pięknego wydania „Eneidy" Wergiliusza. Po licytacji podszedł do mnie młody człowiek i ze złością zapytał, dlaczego to kupiłem. To spotkanie bardzo mnie ucieszyło. Okazało się, że jest to przedsiębiorca budowlany, który w pierwszym pokoleniu zaraził się bakcylem bibliofilstwa.

Rekordowe ceny uzyskują u nas polonika, np. pas słucki, herbarze. W wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej" prof. Andrzej Ciechanowiecki, mecenas sztuki z Londynu, wyraził zdziwienie, że Polacy nie kupują dawnego europejskiego malarstwa.

Bo nasi miłośnicy sztuki nie są otwarci, brak im wyobraźni. Nie ma sztuki polskiej albo obcej. Jest tylko sztuka dobra i sztuka zła.

Kultura
Podcast „Rzecz o książkach”: Zaczęło się od „Thorgala”. Twórczość Marcina Mortki
Panel Transformacji Energetycznej
Czas na szeroką debatę o transformacji energetycznej
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Oscary 2025 podsumowanie – triumfy i kontrowersje
Kultura
Nagroda im. prof. Aleksandra Gieysztora dla Teresy i Andrzeja Starmachów
Kultura
Krzysztof Warlikowski w Monachium i Katia, która chciała fruwać
Materiał Partnera
Kroki praktycznego wdrożenia i operowania projektem OZE w wymiarze lokalnym
Kultura
Kolejna afera w ministerstwie kultury. Czy wpłynie na kampanię prezydencką?
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście