Tylko trzeba ten sygnał wyłowić uchem i rozpoznać. Jest to wszakże zew niewielkiego ptaka błotnego, bardzo podobnego do kilkunastu innych, blisko z nim spokrewnionych. Ale wyróżniającego się na ich tle tym, że gdy tamte bez reszty żyją wśród rzecznych zlewisk, podmokłych łąk czy dzikich nadwodnych plaż, skwapliwie unikając drzew, on jeden wprowadził się w głąb lasu. Z różnymi, przedziwnymi tego skutkami.
Brodzenie to ich specjalność
Brodźce to raczej mało znana grupa ptaków. Tym bardziej, że coraz rzadszych, bo zanikających wraz z regulowaniem rzek, osuszaniem łąk i nowoczesną gospodarką pastwiskową. Niemniej – grupa dość obfitująca w gatunki.
Wspólną cechą należących do nich ptaków, których rozmiary na ogół zawierają się między drozdem a gołębiem, są dość długie, w stosunku do reszty ciała, nogi stworzone do brodzenia w płyciznach, a także długie dzioby do wyławiania pokarmu z wody lub z błotnistego dna. Przedstawiciele tej ptasiej grupy spędzają życie, brodząc w czymś w rodzaju posilnej zupy, pełnej małych wodnych stworzeń – skorupiaków, mięczaków, larw owadów i czego tam jeszcze.
Jedne wchodzą za tym pokarmem głębiej, więc mają nogi dłuższe, inne wydobywają go raczej z błota, więc przy krótkich nogach mają nieproporcjonalnie długie dzioby.
Nasz bohater, brodziec samotny, pasuje do tej grupy jak ulał, a od jednego – brodźca łęczaka – na oko prawie nie sposób go odróżnić. Ale on jeden zrobił ewolucyjny skok w bok, czyli w sosnowe lasy, byle kryły w sobie mokradła i strugi. Patykowate nogi brodźców nie są stworzone do poruszania się wśród gałęzi, ale on to robi, a nawet biega po konarach.