Mało przekonujący, a już po kwadransie nużący był wspólny występ grupy Material basisty Billa Laswella z legendarnymi muzykami z Maroka The Master Musicians of Jajouka. Marokańczycy zawdzięczają swą sławę różnymi kooperacjami m.in. z grupą The Rolling Stones i z Ornette'em Colemanem. Pięć lat temu słuchałem występu Colemana z marokańskimi mistrzami muzyki starożytnej i było to intrygujące doświadczenie, bo saksofonista ciekawie wykorzystał proste, arabskie rytmy i dopasował się do oryginalnych harmonii.

Niestety, Laswell i jego kompania grała sobie, a The Master Musicians of Jajouka sobie. Gdyby nie przeszkadzali sobie wzajemnie, koncert byłby ciekawszy. Tylko w kilku momentach trębacz Graham Haynes i saksofonista Peter Apfelbaum zbliżyli się brzmieniem do Marokańczyków. Ci grali swoje, bo nic innego nie potrafią. Bas Billa Laswella schodził w najniższe możliwe rejestry wstrząsając betonową konstrukcją dawnych Polskich Zakładów Optycznych przy ul. Mińskiej zamienionych na Soho Factory. Jego basowe pasaże nie spoiły muzyki w jedną całość. Co ciekawe, koncert rejestrował Program 2 TVP. Wątpię, by widzowie byli tak łaskawi jak publiczność i wytrzymali przed ekranem dłużej niż kwadrans. Na koniec ubrani w tradycyjne stroje muzycy z Jajouki przeszli po scenie zachęcając słuchaczy do zabawy.

Inaczej rzecz się miała z dubową sekcją rytmiczną z Jamajki Sly & Robbie. Schowany za bębnami Sly Dunbar wygrywał zadziwiające rytmy, a basista Robbie Shakespeare zawiłe figury rytmiczne, które wzbogacały muzykę Molvaera. Norweski trębacz, który od wielu lat korzysta z elektronicznych rytmów, potrzebował takiej właśnie „zakręconej" sekcji rytmicznej tworzącej puls gorący jak żelazko. Jego trąbka szybowała w przestworza grając dźwięki nie z tego świata. Do takich brzmień fani Molvaera są już przyzwyczajeni. Z radością powitali powrót do zespołu gitarzysty Eivinda Aarseta, czarodzieja potrafiącego wydobyć z gitary niesłyszane nigdy wcześniej akordy. Pomagał mu w tym laptop. Na scenie stały jeszcze dwa komputery. Software'em wspomagał się Molvaer i Vladislav Delay grający także na instrumentach perkusyjnych. Fascynujący koncert grupy Molvaera z Jamajczykami warto sobie w retransmisji przypomnieć. Co ciekawe, rytmy reggae czy dubu nie wyróżniały się, były wtopione w muzykę Norwegów. Tylko jakby w żyłach chłodnych Skandynawów popłynęła szybciej gorąca, jamajska krew. Bardzo udana transfuzja.

Niespodzianką był specjalny koncert finałowy festiwalu. Występ zespołu Mateusza Kołakowskiego zarejestrowała TVP. Warto śledzić program i posłuchać, co powiedzenia ma nasz niezwykle utalentowany, młody pianista.