Jest na niej tylko jeden utwór. Tytuł – „Kwiaty polskie" – od razu kojarzy się, i słusznie, z poematem Tuwima. Kompozytor Mieczysław Weinberg wykorzystał jego fragmenty, a także inne wiersze poety, z którym odczuwał szczególne pokrewieństwo.
Obaj byli polskimi Z?ydami zmuszonymi do ucieczki z ojczyzny. Tuwim pisał „Kwiaty polskie" podczas II wojny światowej, trawiony tęsknotą za krajem. Weinberg w pierwszych dniach września 1939 r. przekroczył granicę ze Związkiem Radzieckim, by nigdy juz? do rodzinnej Warszawy nie wrócić. Ponad pół wieku przez?ył w Moskwie (zmarł w 1996 r.). Tez? tęsknił, dlatego bliskie były mu teksty Tuwima.
Wybrał ich dziesięć, dominuje w nich klimat nostalgicznych wspomnień: dzieci z Bałut, zapachu bzu, lekcji w szkole, sadu czy starej chaty. Nie są to jednak sielankowe obrazki, Weinberg maluje muzyką świat, który został zmieciony przez nazistowski tajfun. Dlatego punktem kulminacyjnym „Kwiatów polskich" Weinberga jest ich część ósma oparta na wierszu Tuwima, który wspomina „Grób polski mojej matki/mojej matki z?ydowskiej", na łódzkim cmentarzu. Tekst robi ogromne wraz?enie, gdy przekazuje go w nagraniu szlachetny i czysty tenorowy głos Rafała Bartmińskiego.
Swój utwór Mieczysław Weinberg określił mianem symfonii, ósmej w dorobku, w sumie napisał ich az? 26. Ale jak większość kompozytorów XX wieku nie przestrzegał klasycznych reguł symfonicznej formy. Stworzył dziesięcioczęściowy utwór, w którym dominującą rolę odgrywa chór, partia orkiestry jest pozornie w tle. Gdy się wsłuchamy, odkryjemy jej brzmieniowy urok.
Był tradycjonalistą, przyjacielem Szostakowicza, od którego wiele skorzystał. Utwory Weinberga mają znakomitą instrumentację, słychać w nich echa z?ydowskie, czasem cygańskie, jak w „Był sad" z „Kwiatów polskich". I choć w z?yciu nie stracił optymizmu, jest w jego muzyce duz?o smutku. Dostrzez?emy go i w tej symfonii z 1964 r. Wojna dawno się skończyła, a Weinberg wciąz? myślał o Polsce, w latach 70. podjął z?mudną procedurę przywrócenia w swoich dokumentach imienia: Mieczysław. Kiedy bowiem uciekał przed hitlerowcami, sowiecki urzędnik na granicy wpisał mu w papierach: Moisiej.