– Uważam, że prawdziwie wartościowe są te utwory, które wykonawcy chcą grać, a publiczność słuchać. Myślę tu oczywiście o towarzystwie filharmonicznym – mawiał Kilar. Miał takich kompozycji wiele: „Orawa„ „Kościelec", „Missa pro pace", „Siwa mgła", Koncert fortepianowy... Jego dorobek kompozytorski nie jest aż tak liczny, ale każdy utwór budzi uznanie precyzją formy. On nie ukrywał zaś, że wiele z nich powstawało bardzo długo. W Hollywood budził zdumienie, początkowo potraktowano go bowiem jak typowego kompozytora amerykańskiego, który dostarcza pomysł, a instrumentacji dokonuje ktoś inny, bieglejszy w pisaniu partytur. On zaś wszystko robił sam.
Urodził się we Lwowie, najpiękniejszym mieście świata, jak mówił, do którego po wojnie nie chciał wracać, by nie przywoływać wspomnień. Swoje miejsce znalazł na Śląsku. Gdy w Ameryce pytano go, co należy robić, aby pisać taką muzykę, jak on odpowiadał: – To proste, trzeba mieszkać w Katowicach.
Był niesłychanie skromny, delikatny i wyciszony. To jednak tylko część prawdy. Tadeusz Konwicki powiedział kiedyś o nim, że ma w sobie honor i godność człowieka Kresów. Krzysztof Zanussi twierdzi, że było w nim coś z kota: pozwalał się adorować, ale pozostawał człowiekiem zamkniętym w sobie. Koty zresztą bardzo kochał. Krzysztof Kutz opowiadał zaś, jak kiedyś z podróży po Polsce przysyłał mmu z każdej knajpy kartkę z informacją, co dobrego zjadł. Bo umiał cieszyć się życiem, jako jeden z pierwszych imponował w PRL dobrym, zachodnim samochodem, fordem escortem. W Paryżu miał ulubione lokale, w których umawiał się na pogawędki z Romanem Polańskim.
Zawsze była przy nim była żona, Barbara. Poznał ją na roku dyplomowym w katowickiej Akademii, ona robiła maturę w liceum muzycznym. – To była miłość od pierwszego wejrzenia, prawdziwe zrządzenie Bożej Opatrzności które porównuję do pioruna, jak w „Ojcu chrzestnym" – opowiadał w jednym z wywiadów.
Ci, którzy znali ich bliżej, twierdzą, że pani Barbara miała ogromny wkład w biografię artystyczną męża. Po śmierci żony w 2007 roku coś w jego życiu bezpowrotnie się skończyło. I muzyki też otrzymywaliśmy od niego coraz mniej.