A co ma płeć do kina?

Jane Campion o serialu „Tajemnice Laketop" i spokoju, przychodzącym z wiekiem opowiada Barbarze Hollender.

Aktualizacja: 18.01.2014 09:18 Publikacja: 18.01.2014 09:16

Jane Campion, reżyserka, scenarzystka. Urodziła się 30 kwietnia 1954 roku w Nowej Zelandii. Jej film

Jane Campion, reżyserka, scenarzystka. Urodziła się 30 kwietnia 1954 roku w Nowej Zelandii. Jej filmy to: „Anioł przy moim stole”, „Fortepian” (Złota Palma w Cannes 1993), „Portret damy”, „Święty dym”, „Tatuaż”, „Jaśniejsza od gwiazd”. W tym roku będzie przewodniczącą jury festiwalu w Cannes.

Foto: AFP, Anne-Christine Poujoulat Anne-Christine Poujoulat

To prawda, że chciała pani zostać aktorką?

Jane Campion:

Moi rodzice związani byli z teatrem. Dużo czasu spędzili na londyńskiej scenie Old Vic, a po powrocie do Australii założyli własny teatr. Szło im ciężko, ale i ja, i moja siostra połknęłyśmy bakcyla. Żyłyśmy w świecie wyobraźni. Po szkole wracałyśmy do domu, żeby zagłębić się w naszą wyimaginowaną rzeczywistość, gdzie odgrywałyśmy spektakle. Nie wyobrażałam sobie wtedy życia bez aktorstwa. Potem straciłam złudzenia. Niektórzy mówili nawet, że jestem na scenie nie najgorsza, ja jednak wiedziałam swoje – nie miałam talentu.

Zobacz na Empik.rp.pl

Dlatego studiowała pani najpierw antropologię, a potem malarstwo?

Tak, i to było dla mnie ważne. Studia w Sydney College wpłynęły na moje spojrzenie na świat i rozumienie sztuki. W Australijskiej Szkole Filmowej, do której później zdałam, niewiele się nauczyłam. Nie spotkałam tam nauczycieli o wielkiej indywidualności. Dopiero robiąc krótkie filmy, odnalazłam stare, artystyczne klimaty z dzieciństwa. Kiedy w 1986 roku dostałam Złotą Palmę dla krótkiego metrażu za film „Peel" – byłam wniebowzięta.

Siedem lat później odbierała pani Złotą Palmę za „Fortepian".

A w 1994 roku jeszcze Oscara za scenariusz tego filmu. I patrzyłam, jak odbierają statuetki Holly Hunter i Anna Paquin. Ale tamten czas „Fortepianu" przyniósł mi też potworny ból. Kiedy 12 dni po narodzinach umarł mój synek Jaspar, nie wiedziałam, jak mam ten cios przetrwać. Miałam prawie 40 lat, zawsze uważałam siebie za silną babę, mającą swoje cele i niedającą się powalić uczuciom. I nagle się okazało, że mam w sobie całe pokłady delikatnej miłości. Po śmierci Jaspara nie mogłam się podnieść, nie wiedziałam, jak mam dalej żyć. Zwaliło mnie z nóg. Uratowała mnie córka, która urodziła się rok później. Dzisiaj Alice jest moją wielką miłością.

I młodą aktorką...

...która ma znacznie więcej talentu niż ja. Jest obyta ze światem, bo wszędzie razem jeździłyśmy, nasiąkła też kinem. Wystąpiła w moim krótkim filmie „The Water Diary", kiedy miała 11 lat. Dzisiaj ma 19. Pisze wiersze, śpiewa, komponuje i zagrała w kilku świetnych filmach. Jestem z niej bardzo dumna. Mam przeczucie, że ona też, jak ja, stanie kiedyś po drugiej stronie kamery.

I dołączy do grona kobiet reżyserek. A nie ma ich wiele. Podczas jubileuszu festiwalu canneńskiego, gdy na Lazurowe Wybrzeże zjechało około 40 laureatów Złotej Palmy, pani była jedyną kobietą.

Chciałabym zapytać: „A co ma do sztuki filmowej płeć?". Ale rzeczywiście jest nas mniej niż mężczyzn. I to ma swoje konsekwencje. Kobiety reżyserki zbyt łatwo wyrzekają się siebie, próbując przybrać męski punkt widzenia. I udają kogoś, kim nie są.

Dlatego bohaterkami pani filmów są zwykle kobiety? Nawet o poecie Johnie Keatsie opowiedziała pani w „Jaśniejszej od gwiazd" poprzez los zakochanej w nim Fanne Browne.

Pewnie łatwiej mi je zrozumieć. Ale sama nie wiem, bo to chyba jest dość instynktowne.

Swoją ostatnią pracę „Tajemnice Laketop" też poświęciła pani kobietom. Ale tym razem przygląda się im pani w serialu. Coraz więcej reżyserów z najwyższej półki robi filmy dla telewizji. Czym pani to tłumaczy?

Kino się pogubiło. Brakuje tego, co zawsze tworzyło jego siłę – obrazów środka. Coraz trudniej przyciągnąć widzów przed duży ekran, więc hollywoodzkie wytwórnie próbują zminimalizować ryzyko, popierając projekty potwornie konserwatywne i stawiając na wielkie widowiska, pełne efektów specjalnych. A ja sobie pomyślałam, że chcę spokojnie rozmawiać z ludźmi, którzy siedzą w domu, w swoim fotelu, i są gotowi pójść za mną.

Przez całe lata praca dla telewizji uchodziła za niegodną mistrzów.

Przed dekadą obejrzałam w HBO odcinek serialu „Deadwood" i już wtedy zorientowałam się, że nadchodzi rewolucja. Że do bram telewizji puka sztuka. Dzisiaj telewizja oznacza też wolność. Wielkie studia w znaczący sposób wpływają na kształt filmów, zastrzegają sobie prawo do ostatecznego montażu, zmieniają zakończenia. W BBC usłyszałam: „Rób, na co tylko masz ochotę. Żadnych ograniczeń, żadnych barier, żadnej cenzury, także autocenzury. Odwagi". Myślę, że szefowie stacji chcieli zrealizować coś, z czego mogliby być dumni.

Skąd u pani zainteresowanie kryminałem?

Zawsze lubiłam trylogię Stiga Larssona. I jej bohaterkę – nieoczywistą, skomplikowaną, z mocnymi skłonnościami lesbijskimi. Stąd może wziął się pomysł stworzenia czegoś równie niepokojącego i mrocznego, co działoby się w moim świecie.

„Tajemnice Laketop" są pani filmowym powrotem do rodzinnej Nowej Zelandii.

Mieszkam dziś w Australii, ale kocham okolice jeziora Wakapitu położonego na Południowej Wyspie Nowej Zelandii. Mam tam swoją chatkę, w której spędzam sporo czasu. Niebo nad górami, dzika przyroda, kompletna samotność. Niesamowite miejsce. Czuję się tam szczęśliwa. W takich miejscach można odciąć się od hałasu i zrozumieć, kim się jest. W tamtych okolicach naprawdę jest miejsce, które nosi nazwę Paradise (Raj). Ludzie tak je kiedyś nazwali, bo jest nieziemsko piękne. Turyści przyjeżdżają tam, żeby choć na chwilę skosztować smaku raju. Ale tak naprawdę w Paradise bardzo ciężko się żyje. Biednie, nierzadko nawet bez elektryczności, przy świeczkach.

Jedna z bohaterek pani serialu, GJ – skrzyżowanie guru i wiedźmy – ma długie, siwe włosy jak pani. To tylko zewnętrzne podobieństwo czy w jakiś sposób identyfikuje się pani z tą dziwną, tajemniczą osobą, która przewodzi samotnym, starzejącym się kobietom?

Często myślę o sobie jak o czarownicy. Ale postać GJ nie jest wzorowana na mnie. Zainspirował ją UG Krishnamurti, którego zawsze głęboko podziwiałam. Poznałam go w Sydney, potem kilka razy odwiedzałam go w jego domu w Szwajcarii. To był absolutnie niezwykły człowiek. Nigdy nie znałam nikogo, kto byłby bardziej wolny od niego. UG żył i rozmawiał z ludźmi, niczego od nich nie oczekując. Swoje słowo po prostu podarowywał tym, którzy chcieli je wziąć. W przedmowie do „Mind is a Myth" napisał: „Moja nauka nie jest obwarowana żadnymi prawami autorskimi. Możecie ją sobie brać, przedrukowywać, interpretować, nawet podpisywać własnym nazwiskiem. Bez mojej wiedzy i bez niczyjej zgody". UG Krishnamurti nie liczył na zapłatę ani nawet na akceptację. Był szczęśliwy, był sobą. Ten serial jest trochę jak homage dla niego.

GJ zagrała Holly Hunter, niezapomniana bohaterka „Fortepianu".

Przez cały czas utrzymywałyśmy kontakt. Taki ?sukces łączy. Poza tym lubimy się i porozumiewamy bez słów.

A dlaczego przy tak bardzo nowozelandzkim projekcie ?nie współpracowała pani z aktorami australijskimi?

Myślałam o tym, ale nie mogłam znaleźć nikogo, kto by w tę opowieść się wpisał. Toni Colette, którą bardzo szanuję, nie mogła zagrać detektywa, bo jest trochę za stara, by stworzyć parę z Peterem Mullanem. Młodsze aktorki z kolei nie były w stanie tej roli udźwignąć. Mogła to zrobić Anna Paquin z „Fortepianu", ale odmówiła mi. Była już wówczas w ciąży ze swoimi bliźniakami. ?A Elisabeth Moss świetnie się sprawdziła, do roli detektywa nauczyła się nawet mówić ?z akcentem nowozelandzkim i australijskim.

W „Tajemnicach Laketop" poza wątkiem kryminalnym ?– poszukiwaniem zaginionej dziewczynki – jest też opowieść obyczajowa. Pokazany w pani filmie obóz wyrzuconych na margines życia kobiet jest na swój sposób fascynujący.

Te kobiety mnie interesują. Wszystkie są przynajmniej po czterdziestce, mają za sobą kawał życia. Niosą bagaż dawnych niepowodzeń i traum, ale też wolność, jaką daje przekroczenie pewnej granicy wieku. Wiem coś o tym, bo sama jestem jedną z takich kobiet.

Mówi pani o swoim wieku ?z ulgą?

Oczywiście. Jako nastolatka przeżywałam największe dramaty, nienawidziłam życia. Dojrzewanie jest potwornie trudne: wszystko się w tobie kotłuje, a nie masz jeszcze narzędzi, żeby ten kocioł uspokoić. Spokój przychodzi z wiekiem, kiedy już zdążymy się pogodzić ze sobą i zrezygnować z ambicji nie do spełnienia.

A dziś ma pani jeszcze jakieś zawodowe marzenie? Szykuje pani nowy film?

Nie. Na razie odpoczywam, rozglądam się. Przestałam się ścigać sama ze sobą już jakiś czas temu. Kiedy moja córka miała 10 lat, zorientowałam się, że moja biografia składa się głównie z kolejnych filmów. Wzięłam kilkuletni urlop od kina, żeby poświęcić się życiu. Chciałam patrzeć na świat przez okno, a nie obiektyw kamery. Teraz znów robię filmy. Ale nie bez przerwy. Doszłam do wniosku, że w moim wieku mogę już sobie pozwolić na lenistwo.

Jak w miasteczku Twin Peaks

12-letnia Tui, córka narkotykowego bossa, wchodzi w ubraniu do jeziora, wolno idzie przed siebie, powoli zanurza się coraz głębiej. Jest w piątym miesiącu ciąży. Uratowana, trafia do dziwnego obozu, w którym mieszkają kobiety skrzywdzone przez los, wyrzucone na margines. Po kilku dniach dziewczynka znika. Dziwną sprawę prowadzi detektyw Robin Griffin, która wróciła do rodzinnego miasteczka, by opiekować się chorą matką. Odszukanie Tui staje się niemal jej obsesją. Zwłaszcza że przy okazji musi zmierzyć się z demonami własnej młodości. Serial Jane Campion „Tajemnice Laketop" klimatem przypomina słynne „Miasteczko Twin Peaks" . Są tu skrzętnie skrywane tajemnice, mroczna atmosfera przeżartego grzechem, ale solidarnego miasta, dzika przyroda – równie piękna, co groźna, a wreszcie ludzkie namiętności. Powrót Jane Campion nie tylko do Nowej Zelandii, ale również  do bohaterki „Fortepianu" Holly Hunter, która gra tu jedną z głównych ról. —b.h.

To prawda, że chciała pani zostać aktorką?

Jane Campion:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace
Kultura
Ile czytamy i jak to robimy? Młodzi więcej, ale wciąż chętnie na papierze