Mimo nacisków Kongresu Biały Dom zrezygnował z nałożenia sankcji na konsorcjum budujące Nord Stream 2. Moment jest zaskakujący, bo za cztery miesiące Niemcy wybierają nowy Bundestag, w którym, jak wskazują sondaże, Zieloni mogą być główną partią rządzącą. Mowa zaś o partii, która zapowiada „wycofanie politycznego poparcia" dla gazociągu i bardziej stanowczą politykę wobec Moskwy.
Umowa z Chinami
Ale Joe Biden kierował się najwyraźniej jeszcze ważniejszymi przesłankami. W polityce wewnętrznej jego priorytetem jest odbudowa i socjalna przebudowa kraju po największym kryzysie od trzech pokoleń. To ma zapobiec odzyskaniu przez republikanów większości w Kongresie już za półtora roku i Białego Domu dwa lata później. W polityce zagranicznej nie ma zaś dla nowego prezydenta nic ważniejszego od powstrzymania potęgi autorytarnych Chin, które po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny mogą pozbawić Amerykę statusu jedynego supermocarstwa. 79-letni Biden uznał, że nie ma ani czasu, ani sił na inne sprawy.
Władimir Putin wyciągnął z tego wnioski. Zaraz po inauguracji nowego prezydenta dwoił się i troił, aby pokazać, jak bardzo Rosja może pokrzyżować plany Waszyngtonu w obu wspomnianych obszarach. Zagroził wojną na Ukrainie i sparaliżował atakiem hakerskim największy ropociąg Ameryki (Colonial Pipeline). A konflikt w Izraelu dał mu wymarzone narzędzie odciągania uwagi amerykańskiego prezydenta, w szczególności dzięki kontrolowanej przez Rosjan Syrii. Tym samym pokazał, że choć stoi na czele gospodarki mniejszej od Korei Południowej, to dzięki autorytarnej władzy wciąż może zaszkodzić tyle, co gracz z innej ligi.
Ale do pogodzenia się z Nord Stream 2 Bidena pchały też oczywiście Niemcy. I one pokazały, że mogą wiele namieszać w realizacji planów Waszyngtonu. W grudniu, pod naciskiem Angeli Merkel (to był czas niemieckiej prezydencji w Unii), Rada UE przyjęła kompleksowe porozumienie z Chinami o promocji wzajemnych inwestycji. Umowa wymagała jednak także ratyfikacji przez Parlament Europejski, gdzie Merkel kontroluje największą frakcję. A ten, jakby przypadkowo, zaraz po decyzji w sprawie Nord Stream 2 postanowił umowę z Chińczykami zamrozić.
W przeciwieństwie do Donalda Trumpa Biden zdaje sobie sprawę, że Pekin stał się tak potężny, iż Ameryka nie powstrzyma go w pojedynkę. Musi to zrobić z koalicjantami, wśród których obok Japonii i Korei Południowej nie ma kraju