Według sondażu exit poll przeprowadzonego przez TNS OBOP partia Romana Giertycha zdobyła 1,5 procent głosów, a Andrzeja Leppera – 1,4 procent. Oznacza to, że żadna nie przekroczyła wymaganego pięcioprocentowego progu wyborczego i nie wejdzie do Sejmu. Ponieważ oba ugrupowania nie zdobyły 3 proc. głosów, nie dostaną też z Państwowej Komisji Wyborczej ani zwrotu kosztów kampanii wyborczej, ani dotacji na dalszą działalność. Może to oznaczać nawet upadłość partii, w szczególności Samoobrony, której sytuacja finansowa jest trudna.
Wczorajsze wieczory wyborcze obu partii przypominały stypy po pogrzebie. W siedzibie LPR przy ul. Kinowej oprócz tłumu dziennikarzy zjawiło się tylko kilku posłów LPR, Prawicy Rzeczypospolitej oraz przedstawicieli UPR, którzy startowali ze wspólnych list wyborczych.
Roman Giertych długo siedział w swoim gabinecie i był niedostępny dla dziennikarzy. Kiedy w końcu do nich wyszedł, zapowiedział, że jeśli LPR nie wejdzie do Sejmu, zrezygnuje z funkcji przewodniczącego LPR.
– Biorę na siebie odpowiedzialność, tak jak powinno być – tłumaczył Giertych. Pytany o swoją przyszłość zapowiedział, że wróci do swojego zawodu i założy kancelarię prawną.
Dziennikarze pytali także byłego wicepremiera i ministra edukacji, czy nie żałuje koalicji z Jarosławem Kaczyńskim, który „pożarł” jego partię. – Niczego nie żałuję. Miałem okazję realnie działać jako minister edukacji i wiele lat będę z radością wspominał to doświadczenie. Szczególnie gdy zobaczę dzieci w mundurkach szkolnych – deklarował Giertych.