31 maja 2012 mija 40 lat od dnia, gdy Richard Nixon jako pierwszy amerykański prezydent przybył z wizytą do Polski
Warszawiacy wylegli wtedy na Stare Miasto, by z bliska zobaczyć przywódcę „wolnego świata" zwiedzającego perełkę stolicy. Wśród nich krążył 28-letni wtedy podporucznik z wydziału kryminalnego milicji Jerzy Dziewulski. Wraz z innymi milicjantami miał pilnować porządku. – Spodziewano się, że warszawska ulica witać będzie Nixona jak zbawiciela. Bezpieka latała po tłumie i odbierała ludziom transparenty. A w tłumie czuć było podniecenie. W momencie gdy limuzyna prezydenta zatrzymała się, pojawił się wielki transparent: „Nixon, ratuj Polskę". Widoczny był przez 2 – 3 minuty. Chętnie filmowali go amerykańscy dziennikarze – wspomina Dziewulski.
Chwilę później jego uwagę przykuł incydent. – Byłem w odległości ok. 30 metrów od limuzyny Nixona. Z tłumu wyskoczyła kobieta z kwiatami w ręku i zaczęła biec w jej kierunku. Nagle doskoczył do niej BOR-owiec i próbował rzucić się na nią. W tym momencie najbliżej stojący agent amerykańskiej służby Secret Service uderzył go w twarz i powalił na ziemię. W ten sposób Amerykanin pozwolił na wręczenie kwiatów Nixonowi – z uznaniem mówi Dziewulski.