Minęło kilka dni od wyborów na Ukrainie. To przełomowe wydarzenie zostało szeroko uznane za wybór europejski. Głosowanie to pierwszy krok ku Unii, ale może być też ostatnim, a główną przeszkodą okaże się nie tyle Rosja, ile wewnętrzna niezdolność do zreformowania państwa. Zbyt wiele wpływowych sił jest przeciwnych zmianom.
Rosyjska agresja rozbudziła ukraińską dumę, zjednoczyła większość narodu. Teraz jej rola w spajaniu Ukrainy osłabnie, wzmocnią się za to rozbieżności interesów głównych graczy ukraińskiej sceny polityczno-gospodarczej. Europejska przyszłość Ukrainy jest zagrożona przez miny, które trudno będzie rozbroić. Rozbrajać bowiem musieliby ci, którzy je podkładają.
Feudum Kołomojskiego
Pierwszym zarzutem wobec rządów pomajdanowych było utrzymanie oligarchii u władzy. Pomimo upadku Wiktora Janukowycza i jego rodziny nie runął przecież układ oligarchiczny, wyeliminowano tylko jedną z jego sił. Pozostałe przetrwały, a nawet się umocniły. Władzy ?nie przejęli nowi ludzie, choćby bojownicy Majdanu. Petro Poroszenko i Arsenij Jaceniuk są politycznymi wygami, pierwszy to oligarcha, drugi – działacz Bloku Julii Tymoszenko. Ostatnie wybory niewiele zmieniły.
Rewolucja obaliła stary reżim, ale nie zastąpili go rewolucjoniści, tylko ludzie osadzeni w kleptokratycznym systemie, który ukształtował się po upadku komunizmu i trwa w najlepsze.
Dobrym przykładem nowej-starej władzy jest Ihor Kołomojski, obecny gubernator Dniepropietrowska, który zmienił je niemal w swoje feudum. Od początku konfliktu finansował bataliony ochotnicze, a teraz ma w kieszeni kilka tysięcy uzbrojonych ludzi nominalnie tylko słuchających poleceń rządu.