Dzikie pola nie odeszły w przeszłość

Rewolucja na Ukrainie obaliła stary reżim, ale zastąpili go ludzie osadzeni w kleptokratycznym systemie, który ukształtował się po upadku komunizmu – pisze publicysta.

Publikacja: 31.10.2014 11:48

Dzikie pola nie odeszły w przeszłość

Foto: AFP

Minęło kilka dni od wyborów na Ukrainie. To przełomowe wydarzenie zostało szeroko uznane za wybór europejski. Głosowanie to pierwszy krok ku Unii, ale może być też ostatnim, a główną przeszkodą okaże się nie tyle Rosja, ile wewnętrzna niezdolność do zreformowania państwa. Zbyt wiele wpływowych sił jest przeciwnych zmianom.

Rosyjska agresja rozbudziła ukraińską dumę, zjednoczyła większość narodu. Teraz jej rola w spajaniu Ukrainy osłabnie, wzmocnią się za to rozbieżności interesów głównych graczy ukraińskiej sceny polityczno-gospodarczej. Europejska przyszłość Ukrainy jest zagrożona przez miny, które trudno będzie rozbroić. Rozbrajać bowiem musieliby ci, którzy je podkładają.

Feudum Kołomojskiego

Pierwszym zarzutem wobec rządów pomajdanowych było utrzymanie oligarchii u władzy. Pomimo upadku Wiktora Janukowycza i jego rodziny nie runął przecież układ oligarchiczny, wyeliminowano tylko jedną z jego sił. Pozostałe przetrwały, a nawet się umocniły. Władzy ?nie przejęli nowi ludzie, choćby bojownicy Majdanu. Petro Poroszenko i Arsenij Jaceniuk są politycznymi wygami, pierwszy to oligarcha, drugi – działacz Bloku Julii Tymoszenko. Ostatnie wybory niewiele zmieniły.

Rewolucja obaliła stary reżim, ale nie zastąpili go rewolucjoniści, tylko ludzie osadzeni w kleptokratycznym systemie, który ukształtował się po upadku komunizmu i trwa w najlepsze.

Dobrym przykładem nowej-starej władzy jest Ihor Kołomojski, obecny gubernator Dniepropietrowska, który zmienił je niemal w swoje feudum. Od początku konfliktu finansował bataliony ochotnicze, a teraz ma w kieszeni kilka tysięcy uzbrojonych ludzi nominalnie tylko słuchających poleceń rządu.

Wydzielone terytorium, uzależnieni ekonomicznie poddani i własne siły zbrojne to nie są cechy demokratycznie wybranego gubernatora, ale udzielnego księcia. Takich jak on jest więcej, pomajdanowa władza nie podniosła na oligarchów nawet małego paluszka, bo była przez nich finansowana, podobnie jak majdanowa rewolucja. Największym sponsorem rewolty był Poroszenko i on też został jej największym beneficjentem, łącząc teraz władzę gospodarczą z polityczną i militarną (jest zwierzchnikiem sił zbrojnych).

Wielkim atutem książątek są pieniądze, których z kolei tak bardzo brakuje państwu. Dzięki nim kontrolują oni w pełni kilka stronnictw politycznych: Partię Radykalną, Blok Opozycyjny, Silną Ukrainę, a w przypadku zwycięzców w wyborach: Frontu Ludowego, Bloku Petra Poroszenki i Samopomocy, mają realne możliwości wpływania na ich agendę polityczną.

W jaki zatem sposób nowy parlament miałby rozbić oligarchię, skoro mniej lub bardziej siedzi w jej kieszeni? Bez zniwelowania zaś tej destrukcyjnej siły Ukraina nie będzie demokratycznym państwem prawa, ale nadal dzikimi polami. Nigdy nie wejdzie do UE, o NATO nie mówiąc. Pozostanie buforem.

Mafia i władza

Kolejna mina pod ukraińską normalnością to wojsko, a szczególnie bataliony ochotnicze. Za Leonida Kuczmy, Wiktora Juszczenki i Wiktora Janukowycza siły zbrojne nie cieszyły się uwagą władzy. Były niedofinansowane, kanibalizowały sprzęt lub wyprzedawały go za grosze za granicę. W ukraińskich portach działała rosyjsko-ukraińska mafia handlująca bronią zwana organizacją Odessa, która przyczyniła się do demilitaryzacji Ukrainy.

Teraz, po obaleniu Janukowycza i walkach na wschodzie, bojownicy formacji ochotniczych i regularna armia czują się dużo silniejsi i mają wpływ na politykę. Jednocześnie ochotnicy nie zostali w pełni zintegrowani ze strukturami siłowymi, są formacjami samodzielnymi słuchającymi swoich dowódców, oligarchów albo politycznych liderów.

Nowa władza powinna ich rozbroić, ale jak to uczynić, skoro właśnie bataliony ochotnicze wzięły na siebie główny ciężar walki z Rosją? To bohaterowie, którzy łatwo mogą się przerodzić w soldateskę. Tak było już przecież w wypadku bohaterów Majdanu z Prawego Sektora. Gdyby nie wybuchła wojna na wschodzie, gdzie stanęli do boju, byliby teraz kolejną mafią.

Takie formacje mogą same pokusić się o władzę, podobnie jak regularna armia. Wojskowy przewrót na Ukrainie w sytuacji kryzysu gospodarczo-społecznego nie jest wcale fantazją, ale prawdopodobną opcją.

Wyłoniona z wyborów władza musi teraz dokonać rzeczy niemal niemożliwej, narazić się wszystkim wpływowym siłom w imię przyszłości Ukrainy i jej europejskiego wyboru. Czy to zrobi? Wątpliwe.

Andrzej Talaga - autor był zastępcą redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej". Obecnie jest dyrektorem ds. strategii w Warsaw Enterprise Institute oraz dyrektorem ds. komunikacji w Sikorsky Aircraft/PZL Mielec

Minęło kilka dni od wyborów na Ukrainie. To przełomowe wydarzenie zostało szeroko uznane za wybór europejski. Głosowanie to pierwszy krok ku Unii, ale może być też ostatnim, a główną przeszkodą okaże się nie tyle Rosja, ile wewnętrzna niezdolność do zreformowania państwa. Zbyt wiele wpływowych sił jest przeciwnych zmianom.

Rosyjska agresja rozbudziła ukraińską dumę, zjednoczyła większość narodu. Teraz jej rola w spajaniu Ukrainy osłabnie, wzmocnią się za to rozbieżności interesów głównych graczy ukraińskiej sceny polityczno-gospodarczej. Europejska przyszłość Ukrainy jest zagrożona przez miny, które trudno będzie rozbroić. Rozbrajać bowiem musieliby ci, którzy je podkładają.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Kraj
Ministerstwo uruchomiło usługę o wulgarnym akronimie. Prof. Bralczyk: To niepoważne