Wokół tego radia głośno było już dziesięć lat temu, gdy administracja Viktora Orbána pod koniec 2010 r. rozpoczęła głębokie zmiany polityczne i instytucjonalne w państwie właśnie od przyjęcia nowej ustawy medialnej. Ograniczyła ona niezależność mediów, co wywołało wtedy głośną debatę i protesty w Unii Europejskiej, w której akurat Węgry sprawowały prezydencję, a nawet w Stanach Zjednoczonych (o zachowanie Klub Rádió upominała się nawet ówczesna szefowa dyplomacji amerykańskiej Hillary Clinton). Na mocy tej ustawy media elektroniczne trafiły w ręce rządu.
Niezależne radio utrzymało się (jak widzimy – do teraz), ale następne ciosy w niezależne media ze strony podporządkowującego sobie konsekwentnie rządu były szykowane. Kolejny poważny nastąpił po głośnym zderzeniu premiera Viktora Orbána z twórcą imperium finansowego i właśnie medialnego Fideszu, Lajosem Simicską w lutym 2016 roku.
Po tym brutalnym rozwodzie Simicska przeszedł do opozycji i zaczął wspierać partię Jobbik wskazując, że to ona ma największe szanse na odsunięcie Fideszu od władzy. To jednak nie nastąpiło. Toteż po wygraniu trzecich z kolei wyborów wiosną 2018 r. przez Fidesz, Lajos Simicska utracił, teraz już praktycznie bez walki, swoje imperium, w tym wpływowy dziennik „Magyar Nemzet”, radio Lánchid, stację telewizyjną Hir oraz tygodnik „Heti válasz”.
Dziennikarze z „Magyar Nemzet” utworzyli nowe pismo, ale w gruncie rzeczy rozproszyli się, podczas gdy premier Orbán dziennik wznowił i dzisiaj stanowi on – zgodnie z nazwą, „węgierski naród” – główną prasową tubę propagandową rządu.
Działo się to już wtedy, gdy Viktor Orbán przypuścił bezkompromisowy atak na siły liberalne i „imperium Sorosa”, w którego ramach 8 października 2016 r. zszedł ze sceny dotychczas najpoczytniejszy dziennik lewicowo-liberalny „Népszbadság” i nigdy już nie wrócił. A w trzy lata później Węgry opuściła najpierw Fundacja Wolne Społeczeństwo George’a Sorosa, a następnie utworzony i sponsorowany przez niego Uniwersytet Środkowoeuropejski.