Separatyzmy zaborowe, podziały polityczne i społeczne, wielka bieda, zrujnowane przez wojnę przemysł i rolnictwo, epidemie tyfusu, ospy i czerwonki. A przy tym – powszechne pragnienie normalnego życia, chęć zapomnienia o okupacyjnej udręce. W tak ekstremalnych warunkach, latem 1920 r., trzeba było wzbudzić nastroje patriotyczne. Władza musiała przekonać społeczeństwo, że sytuacja jest bardzo poważna i wymaga gotowości do kolejnych poświęceń. Oprócz Kościoła, który ogłosił świętą wojnę z bolszewikami, najpotężniejszym i najpowszechniejszym instrumentem propagandy obronnej stała się prasa, przede wszystkim gazety codzienne. Apelowały o zapisywanie się do szeregów ochotniczych, oddziałów paramilitarnych, organizacji pracujących na rzecz frontu, informowały, gdzie składać ofiary materialne i podpisywać pożyczkę wojenną, drukowały komunikaty. „Rzeczpospolita” – gazeta wysokonakładowa jak na ówczesne warunki – od pierwszych numerów znalazła się w awangardzie pism głośno bijących na alarm.
Służyła temu nie tylko płomienna publicystyka, reportaże, korespondencje. Gazeta drukowała też wiersze patriotyczne, rysunki satyryczne, znaczne części kolumn zajmowały apele. 16 lipca 1920 r. zamieszczono np. taki: „Matki Polki! Czyście spełniły swój święty obowiązek? Czy wysłałyście synów na front? Czy piętnujecie tchórzostwo i ospalstwo mężczyzn uchylających się od wojska?”.
„Rzeczpospolita” alarmowała: system Lenina i Trockiego dąży do zbrojnego podbicia i zniewolenia wszystkich państw i narodów. W patriotycznym zrywie prasa zwalczała propagandę bolszewików, przedstawiała jako hordę dzikich najeźdźców, o czym świadczą już choćby tytuły tekstów, np. „Śmierć, diabeł i bolszewik", „Potwór bolszewicki” itp. Wysiłki informacyjne i agitacyjne prasy, polityków, Kościoła, autorytetów ze świata nauki i kultury przyniosły skutek. Nastąpił wybuch uczuć patriotycznych, prawie 200 tys. ochotników zaciągnęło się do wojska. Atak Armii Czerwonej udało się odeprzeć.
Pierwsze wydanie dziennika Rzeczpospolita