Lekarz nie uzależniał wykonywania zabiegów od otrzymania pieniędzy ani się ich nie domagał, to sami pacjenci wręczali mu prezenty, traktując je jako zwyczajowy dowód wdzięczności – taka taktyka, jak dowiedziała się „Rz”, to kluczowy element linii obrony kardiochirurga.
W stołecznym sądzie rusza jeden z najgłośniejszych procesów ostatnich lat: Mirosława G., byłego ordynatora ze Szpitala MSWiA przy ul. Wołoskiej w Warszawie, oraz 22 pacjentów i ich bliskich oskarżonych o dawanie mu łapówek.
Prokuratura zarzuca lekarzowi 42 przestępstwa korupcyjne: słynny kardiochirurg miał żądać łapówek, a w jednym przypadku „korzyści osobistej”. Oskarżony jest też o mobbing.
Najpierw, w lutym 2007 r., było widowiskowe zatrzymanie przez CBA – lekarza zakuto w kajdanki i prowadzono w asyście uzbrojonych funkcjonariuszy. Potem pamiętna konferencja i słowa byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry: „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. Do tego szokujący zarzut zabójstwa.
Dr G. stał się najbardziej napiętnowanym lekarzem w kraju. Zwolniono go ze szpitala, po wybuchu afery spadła liczba przeszczepów.