Pamiętnik z wojny ukryty w tapczanie

W Krakowie znaleziono bezcenną relację ofiary niemieckiej "Sonderaktion Krakau". "Rz" pierwsza publikowała jej obszerne fragmenty

Publikacja: 06.11.2012 00:01

Pamiętnik z wojny ukryty w tapczanie

Foto: ROL

Operacja skierowana przeciwko inteligencji krakowskiej rozpoczęła się 6 listopada 1939 roku. Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Przez 70 lat leżała w kopercie, do której nikt nie zaglądał. Najpierw w zakurzonym tapczanie, potem w szufladzie biurka. Unikalną relację prawnika i żołnierza AK Zygmunta Starachowicza odnaleziono dopiero teraz, gdy członkowie jego rodziny porządkowali stare papiery po jego żonie. – Nikt nie wiedział, że pradziadek opisał swoje dramatyczne przeżycia. Gdy znaleźliśmy tę relację, wiedzieliśmy, że to coś wyjątkowego – mówi "Rz" Katarzyna Starachowicz.

– To najdłuższa, najbardziej szczegółowa relacja o pierwszym, krakowskim okresie uwięzienia profesorów. Bezcenne źródło na temat najdramatyczniejszego epizodu, jaki miał miejsce w Krakowie podczas  II wojny światowej – wyjaśnia "Rz" Maciej Zborek z Archiwum UJ, któremu rodzina przekazała dokument.

Starachowicz przez przypadek stał się bowiem świadkiem i  ofiarą "Sonderaktion Krakau", czyli aresztowania i wysłania do  obozu koncentracyjnego ponad  180 profesorów, głównie z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego relację archiwum UJ zamierza niedługo wydać w postaci książki. – Gdy to przeczytaliśmy, wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z rewelacją – mówi Zborek.

Gestapowcy na UJ

Zygmunt Starachowicz 6 listopada 1939 r. udał się na UJ, gdzie miał odebrać zaświadczenie magisterskie. "Zauważyłem jakieś auta ciężarowe, jakichś umundurowanych ludzi i cywilów" – pisał. "Oficer zatrzymał mnie swym, tak dla Niemców charakterystycznym: Halt! O coś mnie pytał, ale nie mogłem się dogadać. Podszedł jakiś cywil, pokazał mi uchylone płótna krytego samochodu półciężarowego. Gdy wszedłem, auto było już prawie pełne".

W środku siedzieli sędziwi wykładowcy. Na uczelnię przybyli zaproszeni przez niemieckie władze okupacyjne na wykład niejakiego Brunona Müllera pt. "Nauka niemiecka i stosunek narodu niemieckiego do nauki polskiej". Gdy sala zapełniła się czołowymi polskimi profesorami, na mównicę wszedł Müller – sturmbannführer SS w pełnym umundurowaniu.

Zamiast wykładu wygłosił oświadczenie: "Powszechnie wiadomo, że polscy nauczyciele zawsze byli wrogo nastawieni do niemieckiej nauki. W związku z tym wszyscy, poza trzema obecnymi kobietami, zostaną wywiezieni do obozu koncentracyjnego. Jakakolwiek dyskusja jest wykluczona. Kto odważy się na opór, zostanie zastrzelony". W tej samej chwili salę otoczyli gestapowcy z bronią. Zdumionych profesorów zapędzono do ciężarówek.

"Musiałem lekko opierać się o  ubranie szofera" – relacjonował Starachowicz. "To widocznie drażniło jego niemiecką dumę. Kazał mi więc bardzo nieprzyjemnym tonem ulokować się gdzie indziej. Nie zatraciłem jeszcze poczucia wolnego człowieka i odpowiedziałem również nieuprzejmie: – Ale gdzie? Przecież nigdzie miejsca nie ma. W tej chwili zostałem silnie uderzony kolbą karabinu i opadłem na podłogę auta. Więc jednak on miał rację. Znalazło się inne miejsce".

"Rektorze, tylko do kubła"

Zatrzymanych przewieziono do krakowskiego więzienia na  Montelupich. Starachowicza z  grupą kilkudziesięciu osób umieszczono w więziennej kaplicy.

"Powoli rozglądnąłem się po twarzach mych towarzyszy niedoli. Sylwetki dobrze znane mieszkańcom Krakowa, nazwiska, których sława wychodzi daleko poza granice naszego miasta, znane w całej Polsce, niejednokrotnie na całym świecie. Rzeczpospolita uczonych, grono profesorów UJ".

I dalej: "Jak dziś pamiętam prof. Ignacego Chrzanowskiego, znakomitego znawcę i historyka literatury polskiej, gdy długiemi krokami człowieka silącego się na spokój przemierzał kaplicę. Prof. Adam Krzyżanowski, ekonomista, którego imię znane jest nie tylko w Europie, ale i w Ameryce, twórca krakowskiej szkoły ekonomiczno-liberalnej, znalazł sobie najlepsze miejsce w konfesjonale".

Starachowicz nakreślił wiele profesorskich sylwetek. Opisał, jak reagowali na uwięzienie, gdzie spali, co jedli, o czym rozmawiali.

Mimo dramatycznej sytuacji, w jakiej się znaleźli, w więzieniu nie zabrakło akcentów humorystycznych. Nagromadzenie dużej liczby osób na małej przestrzeni doprowadziło do wielu kłopotliwych sytuacji. "Niezapomniana jest mina prof. Kowalskiego, znakomitego turkologa, jego ręce boleśnie załamywane nad głową: "Panowie, na miłość Boską, nie smródźcie tak, nie smródźcie tak!!!!"".

Albo: "Do załatwiania potrzeb naturalnych wstawiono nam wielkie wiadro. Smród z  niego był coraz większy, wprost przyprawiający o mdłości. I naraz słyszeć można było czyjś błagalny głos. – "Panie Rektorze, tylko do kubła"".

Deportacja

Profesorów następnego dnia przewieziono do koszar 20. Pułku Piechoty. "Gdym po raz pierwszy zobaczył tych ludzi, którzy szli jeden za drugim, każdy z menażką w ręce, w oczekiwaniu na posiłek, w pierwszej chwili żal mi ich było serdecznie. Każdy z  nich człowiek zamożny, wychuchany i rozkapryszony. Całe życie niczego sobie nie żałował, długiemi laty ciężkiej niejednokrotnie pracy zdobył dla siebie wybitne w świecie stanowisko. Teraz, w tym wieku, wielu z nich przekroczyło lat 60, a byli i po  70tce – musi dla tych paru łyżek zupy i grochu wyczekiwać w  długim ogonku".

W koszarach znaleźli się pod kontrolą Wehrmachtu, co było wytchnieniem po brutalnym traktowaniu przez gestapo. Po kilkunastu dniach przyjechali jednak esesmani i kazali im się pakować.

"Cisza i spokój zniknęły gdzieś bez śladu, a miejsce ich zajęły krzyki, bezwzględne rozkazy i nawoływania. Ustawieni w długą kolumnę czekaliśmy na coś, co dopiero ma się stać, nikt nie wiedział co, ale każdego opanowały jakieś przeczucia. Ze smutnymi minami, a myśli były niewesołe. Co nas teraz czeka? Gdzie idziemy? Kiedy wrócimy do naszych domów?".

Relacja urywa się w chwili wyjazdu pociągu z profesorami z  Krakowa. Dojechali do Wrocławia, a stamtąd do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen.

Po wsypie zaginął

O aresztowaniu polskich profesorów zrobiło się głośno na  całym świecie. W Berlinie interweniowało wiele państw, m.in. sojusznicze Włochy. Był to czas, gdy Niemcy jeszcze liczyli się z opinią międzynarodową i  po  kilku miesiącach naukowców zwolniono. Kilkunastu najsłabszych i najstarszych przypłaciło jednak pobyt w obozie życiem.

Co się stało ze Starachowiczem? – Pradziadka przewieziono do Dachau, a potem zwolniono. W styczniu 1941 r. ożenił się i wkrótce urodziły mu się dwie córki. Pracował w Radzie Głównej Opiekuńczej, zaangażował się w podziemne nauczanie, wykładając polski i historię. Współpracował z AK, wystawiał konspiratorom fałszywe dokumenty – opowiada Katarzyna Starachowicz.

8 lipca 1944 r. po wsypie do  biura, w którym pracował Starachowicz, wkroczyło gestapo. W jego biurku znaleziono pudełko z wojskowymi orzełkami, podziemną prasę i wspomnienia spisane w Dachau. Został aresztowany i słuch po nim zaginął.

– Według jednej z wersji rozstrzelano go w 1944 r. na  Montelupich, według innej zginął w  obozie – mówi Katarzyna Starachowicz. – Nie wiemy, gdzie jest jego mogiła. W dzień Wszystkich Świętych zapalamy mu lampkę na Grobie Nieznanego Żołnierza.

Operacja skierowana przeciwko inteligencji krakowskiej rozpoczęła się 6 listopada 1939 roku. Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Przez 70 lat leżała w kopercie, do której nikt nie zaglądał. Najpierw w zakurzonym tapczanie, potem w szufladzie biurka. Unikalną relację prawnika i żołnierza AK Zygmunta Starachowicza odnaleziono dopiero teraz, gdy członkowie jego rodziny porządkowali stare papiery po jego żonie. – Nikt nie wiedział, że pradziadek opisał swoje dramatyczne przeżycia. Gdy znaleźliśmy tę relację, wiedzieliśmy, że to coś wyjątkowego – mówi "Rz" Katarzyna Starachowicz.

Pozostało 92% artykułu
Kraj
23 sierpnia. Tego dnia Europa otworzyła puszkę Pandory
Materiał Promocyjny
Bezpiecznik ekosystemu OZE
Kraj
Tajemniczy przedmiot znaleziony pod Piszem. Mógł nadlecieć z Rosji
Kraj
Duża zmiana w pogodzie. Czeka nas powrót upałów. IMGW ostrzega
Kraj
Święto w polskiej stolicy koni arabskich
Kraj
Nadchodzi załamanie pogody. Najnowsza mapa ostrzeżeń IMGW dla regionów