Nie ma ucieczki przed podsłuchami

Przed inwigilacją nie chroni już nawet używanie telefonu na kartę.

Publikacja: 02.11.2013 15:56

Podpinanie się do drutów? Służby wykorzystują dziś znacznie bardziej wyrafinowane metody

Podpinanie się do drutów? Służby wykorzystują dziś znacznie bardziej wyrafinowane metody

Foto: 123RF

W czasach, gdy wyciekają informacje o podsłuchiwanych światowych przywódcach, panuje przekonanie o powszechnej inwigilacji. Polskie służby nie są jednak w stanie na dużą skalę kontrolować zwykłych obywateli.

Co mówi sąsiad

– Dobrze, że udało nam się spotkać, będzie pan mi mógł powiedzieć więcej niż przez telefon – zagajam do informatora, człowieka z przeszłością w jednostkach specjalnych.

– Widzi pan to okno – wskazuje drugą stronę hallu biurowca. – Tam może stać człowiek z mikrofonem kierunkowym i rejestrować każde nasze słowo. W dzisiejszych czasach nie ma pewnych metod ochrony przed podsłuchami – zastrzega.

Przekonał się o tym rzecznik PiS Adam Hofman. Po posiedzeniu Klubu PiS w Mielcu paparazzi nie tylko robili mu z ukrycia zdjęcia, ale również nagrywali każde jego słowo. – Po drugiej stronie drogi był zagajnik. Musieli się tam ukryć – opowiada uczestnik spotkania.

Zdaniem byłego wiceszefa jednej ze służb w tym wypadku nie zastosowano wyrafinowanych metod. – Na tej samej zasadzie można usłyszeć rozmowy, które odbywają się podczas imprezy na podwórku u sąsiada – stwierdza.

Profesjonaliści dysponują znacznie lepszym sprzętem. – Mikrofony sejsmiczne przykłada się do ściany jak stetoskop. W ten sposób można podsłuchać rozmowę, która odbywa się za ścianą o grubości do 40 cm – mówi „Rz" Grzegorz Hofman z firmy Alfatronik, która produkuje i dystrybuuje sprzęt mogący służyć do podsłuchów.

Istnieją również urządzenia, których nadajnik kieruje się na szybę. Drgania szkła odbijane są do odbiornika, który przetwarza je na dźwięk.

Podsłuch jest jeszcze prostszy, gdy specjalista ma dostęp do miejsca, w którym ma się odbyć rozmowa. Dziś nie trzeba już instalować pluskiew w żyrandolach. Uruchamiający się na głos dyktafon może być np. częścią zwykłej listwy, z której zasilany jest komputer lub sprzęt RTV. Taką samą rolę może spełniać pendrive, który dostaniemy jako prezent.

Bateria czy pluskwa

Prawo do stosowania tego typu metod służby specjalne mają tylko po otrzymaniu zgody sądu. Nie oznacza to, że nie korzystają z nich osoby nieuprawnione. Wszystkie te rozwiązania dostępne są na rynku. Jedyną barierą może być cena.

Dystrybutorzy nie mają sobie nic do zarzucenia. – Każdy wie, do czego może taki sprzęt wykorzystać, by nie narazić się na konsekwencje – mówi Hofman z Alfatronika.

Służby specjalne również czasem działają na granicy prawa. Zdaniem naszego rozmówcy ze służb sądy i prokuratury są „zbyt upolitycznione", a wprowadzenie w tajniki operacji dodatkowych osób zwiększa ryzyko dekonspiracji.

Większość kontroli operacyjnych odbywa się pod nadzorem sądów. Ale służby mają sposoby na jego omijanie. Tak dzieje się choćby w przypadku rejestracji rozmów telefonicznych. Zwykle po uzyskaniu zgody możliwość podsłuchiwania udostępnia operator danej sieci GSM.

O zainteresowaniu służb daną osobą operator nie musi wiedzieć, gdy funkcjonariusze nie korzystają z jego infrastruktury. W nowoczesnych aparatach instaluje się aplikacje typu „spy phone". Jeśli telefon ma system operacyjny (np. Symbian, Android, iOS), to może działać jak 24-godzinna stacja nadawcza (tym bardziej, jeśli ma baterię, której nie da się z niego wyciągnąć). W ten sposób da się podsłuchiwać nie tylko rozmowy i przeglądać dane. Można również zadzwonić na niego (tak, by właściciel telefonu się nie zorientował) i słuchać odgłosów otoczenia.

Można ograniczyć działanie tego typu aplikacji, wyłączając wi-fi, bluetooth lub dostęp do Internetu z sieci komórkowej. Jednak są programy, które i z tym potrafią sobie radzić.

Tego typu podsłuchów nie da się zastosować w starszych modelach urządzeń. Jednak w ich obudowach jest więcej miejsca na instalację dodatkowych mikrofonów. Wtedy nie pomaga nawet wyjęcie baterii z aparatu, gdyż to właśnie akumulator może być zakamuflowanym urządzeniem podsłuchowym. Wtedy czujność właściciela może obudzić jedynie zbyt duże zużycie energii.

Groźne billingi

W szczególnych przypadkach służby używają bardziej wyrafinowanych metod. Stosują urządzenie, które podszywa się pod BTS, czyli udaje nadajnik telefonii komórkowej. Do przewożenia tego sprzętu służą samochody zwane jaskółkami. Logują się do nich wszystkie telefony znajdujące się w okolicy, w tym aparat osoby namierzanej. Wtedy nie pomaga użycie telefonu pre-paid, bo on również musi się połączyć z najbliższą stacją operatora.

W ten sposób odkryto tajne kontakty pewnego polityka ze znanym biznesmenem. Ten pierwszy miał kartę, która służyła wyłącznie do kontaktów z owym przedsiębiorcą. Używał jej raz na kilka dni lub tygodni. Pomogła spostrzegawczość analityka służb, który skojarzył numer biznesmena pojawiający się również w innej sprawie.

Zdaniem szefa zespołu bezpieczeństwa w firmie Niebezpiecznik.pl tego typu urządzenia mogą trafić również w ręce osób przypadkowych. – Dziś fałszywy BTS może zbudować każdy. Wystarczy ściągnąć opis z Internetu i wydać kilka tysięcy na sprzęt. Oprogramowanie do symulowania działania nadajnika operatora jest dostępne za darmo – tłumaczy Piotr Konieczny.

Polskie służby nie mają takich możliwości technicznych, jak te u światowych mocarstw. – Teoretycznie dostęp jest, ale możliwość przetwarzania danych jest mała – mówi rozmówca „Rz" z byłego kierownictwa jednej ze służb.

Dużo większym zagrożeniem jest retencja danych, czyli pozyskiwanie danych z billingów (odtwarzanie listy rozmówców i odbiorców wiadomości) oraz logowań do stacji BTS (daje możliwość odtworzenia trasy i listy osób, z którymi się spotykamy). W niedawnym raporcie NIK zwraca uwagę, że potrzebny jest katalog spraw, w których służby mogą sięgać po informacje o obywatelach. I że w tej chwili dostęp do naszych billingów jest zbyt łatwy.

– Przepisy o retencji nie są zgodne z konstytucją i z dyrektywą unijną – dodaje przewodniczący Naczelnej Rady Adwokackiej mec. Andrzej Zwara. Adwokatura domaga się zmian w prawie. – Po co policjantowi billingi w sprawie o kradzież roweru – pyta Zwara i dodaje, że potrzebna jest ocena tego, czy żądanie billingu jest zasadne oraz tego, co dalej się z nim dzieje.

W tej chwili służby mogą dysponować tego typu danymi praktycznie na żądanie. Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon wskazuje, że różne kompetencje służb mogą się wiązać z różnym poziomem ingerencji w prawa obywatelskie. – O ile zapytanie o to, kto jest użytkownikiem danego numeru nie stanowi głębokiej ingerencji w prywatność i nie musi być autoryzowane przez sąd, o tyle sprawdzenie listy połączeń powinno już podlegać kontroli niezależnego organu, nie mówiąc o danych, które pozwalają nas lokalizować – tłumaczy.

W czasach, gdy wyciekają informacje o podsłuchiwanych światowych przywódcach, panuje przekonanie o powszechnej inwigilacji. Polskie służby nie są jednak w stanie na dużą skalę kontrolować zwykłych obywateli.

Co mówi sąsiad

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Kraj
Relacje, które rozwijają biznes. Co daje networking na Infoshare 2025?
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”