Ich programy są co prawda bardzo różne, choć zwykle księżycowe: lekiem na wszelkie zło dla jednego ma być wyjście z Unii Europejskiej, dla innego darmowe mieszkania dla wszystkich, alians z Rosją czy Jednomandatowe Okręgi Wyborcze. Ale łączy ich coś znacznie ważniejszego: protest tych, którzy zostali wyrzuceni za burtę zamożnego, socjalnego społeczeństwa. A więc przede wszystkich młodych.
Załamanie europejskiej gospodarki w 2007 r. to nie był typowy kryzys, jaki wybucha co kilka lat w krajach gospodarki rynkowej. Trzeba raczej mówić o zmianie tektonicznej, która naznaczy całe pokolenie. Konkurencja ze strony Chin i innych gospodarek wschodzących, zapaść demograficzna ceniących przede wszystkim wygodę Europejczyków, zmiany technologiczne, których symbolem jest Internet, pazerność banków i korupcja polityków: to wszystko sprawiło, że Europy przez najbliższe dziesięciolecia nie będzie stać na życie na dawnym poziomie.
Tyle, że uprzywilejowani, czyli ci, którzy zachowali dobrą pracę i zgromadzili majątek, nie przyjmują tego wiadomości. Nie zgadzają się na reformy, które bardziej sprawiedliwie podzieliłyby kurczący się tort europejskiego bogactwa. I w ten sposób prowokują tych, którzy znaleźli się na lodzie, do desperackich wyborów politycznych.
W Grecji, gdzie załamanie gospodarki było najostrzejsze, „zbuntowani" przejęli władzę bo stanowią już większość społeczeństwa. Ale i w Hiszpanii populistyczne partie „Podemos" i „Ciudadanos" zbierają wspólnie w sondażach połowę mandatów. W bogatszej Francji to poparcie jest niższe – Front Narodowy może liczyć na maksymalnie 30 proc. – ale stale rośnie z braku reform. W Wielkiej Brytanii Partia Niepodległościowa Zjednoczonego Królestwa co prawda w czwartkowych wyborach uzyskała jedynie 13 proc. głosów, ale tylko dlatego, że wymusiła na Davidzie Cameronie spełnienie swojego głównego postulatu: referendum w sprawie członkostwa kraju w Unii.
W Polsce nigdy nie mieliśmy takich zabezpieczeń socjalnych, jak Brytyjczycy, Francuzi czy Hiszpanie. Jednak roczniki, które wchodziły na rynek pracy w pierwszy dwudziestu latach po upadku komunizmu miały niepomiernie lepsze perspektywy, niż dzisiejsza młodzież. U tej ostatniej poczucie bezsilności pogłębia jałowość sporu między PO i PiS, w którym nie ma miejsca na to, co ważne, dla dzisiejszych dwudziesto i trzydziestolatków: praca, ubezpieczenia zdrowotne, szanse na zakup mieszkania. Stąd ta sama reakcja jak u rówieśników na Zachodzie. Jak zakończy się ten protest?