„Do kogo to było adresowane?"
To zdjęcie stało się symbolem upadku. Wieczór wyborczy w sztabie Bronisława Komorowskiego. Dominują politycy PO, ale są także artyści i celebryci popierający prezydenta. W kadrze wierny Platformie od lat reżyser Andrzej Wajda. Klasyk kina przyszedł z żoną, scenografem Krystyną Zachwatowicz. Właśnie podano wyniki. Zdumienie przeplata się z przerażeniem – szeroko otwarte oczy, usta przysłonięte dłońmi. Kompletnie nie rozumieją wyboru dokonanego przez naród.
Mało kto wie, ale Wajda jest dla tej kampanii postacią symboliczną. Reżyser wystąpił w jednym ze spotów promujących Komorowskiego, co stało się przyczyną konfliktu wśród twórców kampanii.
Jeden ze współpracowników prezydenta, przeciwnik sięgania po autorytet mistrza, mówi: – Do kogo to było adresowane? Do ludzi, którzy i tak zagłosują na Komorowskiego. Ale dla tych, którzy ostatecznie zagłosowali na Kukiza, Wajda nie jest autorytetem. Oni są wściekli na władzę, a zasłanianie się przez władzę znanymi twarzami nie pomoże.
Ci, którzy Wajdy w spotach nie chcieli, rozumieli, że Polacy chcą zmian, a nie starych autorytetów – tyle że przegrali wewnętrzne starcie o kształt kampanii Komorowskiego. Ci, którzy zaprosili reżysera do udziału w spocie, wygrali, tyle że zaprowadzili swego kandydata nad przepaść.
To były bowiem zupełnie odmienne wybory od wszystkich głosowań w ostatniej dekadzie. Oczywiście, wciąż napędzane konfliktem między Platformą a PiS, ale po raz pierwszy z tak słabą pozycją pozostałych partii politycznych i tak silną pozycją kandydatów antysystemowych. Wybory zbuntowanego rockmana Kukiza, a nie oscarowego reżysera Wajdy.