Syndrom Kesslera, czyli scenariusz kosmicznej katastrofy. Proces już się rozpoczął?

Czy ilość wyprodukowanych przez człowieka kosmicznych śmieci może wzrosnąć tak bardzo, że nie tylko uniemożliwią nam one załogowe loty w kosmos, ale również sprawią, że nie będziemy w stanie umieszczać jakichkolwiek urządzeń na ziemskiej orbicie? Może się to stać wskutek zjawiska opisywanego jako syndrom Kesslera. Zdaniem niektórych naukowców realizacja tego scenariusza mogła już się rozpocząć.

Publikacja: 31.12.2024 14:12

Krążące nad Ziemią satelity są narażone na ryzyko zderzeń z kosmicznymi odpadami. Same też mogą być

Krążące nad Ziemią satelity są narażone na ryzyko zderzeń z kosmicznymi odpadami. Same też mogą być ich źródłem

Foto: Adobe Stock

Ilustracją syndromu Kesslera, w dużym uproszczeniu, był film „Grawitacja” Alfonso Cuaróna z 2013 r. Punktem wyjścia dla pokazanych w nim wydarzeń był atak rakietowy Rosjan na nieczynnego satelitę. Spowodował on kaskadę zderzeń i wygenerował chmurę kosmicznych śmieci, która niszczyła inne satelity i statki kosmiczne.

„Prawdziwy” syndrom Kesslera różni się od wydarzeń pokazanych w filmie tym, że prawdopodobnie zajmie on lata, a może nawet dekady. Zła wiadomość jest taka, że eksperci, z którymi rozmawiał CNN Science, nie wykluczają, że przekroczony został już punkt krytyczny inicjujący serię zdarzeń, w wyniku których ilość kosmicznych śmieci rośnie w trudny do przewidzenia sposób, na gigantyczną skalę - i nie ma od tego odwrotu. 

Alarm na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej

Zagrożenie związane z istnieniem kosmicznych śmieci (ang. space debris) dało o sobie znać m.in. w listopadzie 2024 r. i dotyczyło Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (International Space Station – ISS). W czasie zdarzenia na stacji przebywało siedmiu astronautów.

Czytaj więcej

Naukowcy o możliwym wybuchu potężnego wulkanu. Świat nie jest przygotowany

Kiedy zauważono, że do stacji zbliżają się kosmiczne odpady, zdecydowano się na uruchomienie podpiętego do stacji statku kosmicznego. Jego silniki zostały uruchomione na pięć minut, nieznacznie zmieniając trajektorię stacji. Według NASA, gdyby stacja kosmiczna nie zmieniła kursu, szczątki mogłyby ją minąć w odległości zaledwie 4 kilometrów. To już stanowiłoby dla niej zagrożenie. „Odłamki uderzające w stację kosmiczną mogły oznaczać katastrofę. Uderzenie mogło spowodować obniżenie ciśnienia w segmentach stacji i sprawić, że astronauci mieliby utrudniony powrót do domu” - informuje CNN Science.

Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że sytuacje, w których kosmiczne śmieci mogą uderzyć w stację, wcale nie zdarzają się rzadko. Od 2000 r., czyli od momentu przybycia na ISS pierwszej załogi, manewry podobne jak ten z listopada były wykonywane dziesiątki razy. „(…) ryzyko kolizji rośnie z każdym rokiem w miarę zwiększania się liczby obiektów na orbicie wokół Ziemi” – czytamy.

Manewry ISS związane z możliwością uderzenia w stację kosmicznych odpadów to tylko przykład zdarzenia z udziałem „space debris”. Eksperci ds. ruchu kosmicznego od lat alarmują, że ryzyko tego typu incydentów rośnie. „W wyniku wcześniejszych kolizji, eksplozji i testów broni powstały dziesiątki tysięcy kawałków odpadów, które śledzą eksperci, i prawdopodobnie miliony innych, których nie można zobaczyć przy użyciu obecnej technologii. I chociaż ryzyko dla astronautów może być głównym problemem, zatory na orbicie są również niebezpieczne dla satelitów i technologii kosmicznych, które napędzają nasze codzienne życie – w tym narzędzi GPS, a także niektórych szerokopasmowych, szybkich usług internetowych i telewizyjnych” – informuje CNN Science.

Czytaj więcej

Naukowcy obliczyli, o ile minut skraca życie każdy wypalony papieros. Nowe wyniki badań

Skąd się biorą kosmiczne odpady?

Według Europejskiej Agencji Kosmicznej od początków lotów kosmicznych w 1957 r. miało miejsce ponad 650 „rozpadów, eksplozji, kolizji lub nietypowych zdarzeń skutkujących fragmentacją” – czyli powstaniem kosmicznych śmieci. Wspomniane incydenty to np. przypadkowe zderzenia satelitów, rozpadające się rakiety czy odpady ze statków kosmicznych, testy broni.

„Na przykład Rosja wystrzeliła rakietę w stronę jednego ze swoich satelitów w ramach testu broni w 2021 r., w wyniku czego powstało ponad 1500 możliwych do prześledzenia kawałków gruzu” – wyjaśnia CNN Science.  Z kolei ostatnia odnotowana poważna przypadkowa kolizja pomiędzy dwoma obiektami kosmicznymi miała miejsce w lutym 2009 r., kiedy nieczynny rosyjski satelita wojskowy Kosmos 2251 uderzył w Iridium 33, aktywnego satelitę komunikacyjnego obsługiwanego przez amerykańską firmę telekomunikacyjną Iridium. To wydarzenie spowodowało powstanie masywnej chmury prawie 2000 kawałków śmieci o średnicy prawie 4 cali (10 centymetrów) i tysięcy jeszcze mniejszych kawałków.

Czym jest syndrom Kesslera?

W komosie rośnie nie tylko liczba śmieci, ale również liczba nowych obiektów (takich jak np. satelity) umieszczanych tam przez państwa oraz prywatne firmy. „Liczba obiektów kosmicznych, które wystrzeliliśmy w ciągu ostatnich czterech lat, wzrosła wykładniczo. Zmierzamy zatem do sytuacji, której zawsze się obawialiśmy” – powiedział dla CNN Science dr Vishnu Reddy z Uniwersytetu Arizona w Tucson (USA).

Czytaj więcej

WHO potwierdza skuteczność nowych leków na otyłość. Jest jednak pewne ryzyko

Zjawisko, o którym mówi Reddy, to wspomniany już syndrom Kesslera – proces opisany pod koniec lat 70. XX w. przez astrofizyka Donalda Kesslera. Zarówno w swojej pierwszej pracy, jak i w kolejnych, bazujących na aktualizowanych danych, próbował on nakreślić, co w warunkach kosmicznych (w których zagrożeniem dla statku kosmicznego może być np. odłamek farby) może oznaczać rosnąca ilość odpadów.

Syndrom Kesslera to scenariusz, według którego śmieci w kosmosie wywołują reakcję łańcuchową. „(…) jedna eksplozja wyrzuca chmurę fragmentów, które z kolei uderzają w inne obiekty w przestrzeni kosmicznej, tworząc więcej śmieci. Efekt kaskadowy może trwać do czasu, aż orbita Ziemi zostanie tak zapchana śmieciami, że satelity przestaną działać, a eksploracja kosmosu będzie musiała zostać całkowicie zatrzymana” – opisuje CNN Science.

Naukowcy nie są zgodni co do obecnego poziomu ryzyka i tego, kiedy dokładnie zatłoczenie w przestrzeni kosmicznej może osiągnąć punkt, w którym nie będzie już odwrotu. A może jako ludzkość już osiągnęliśmy ten moment? I nawet gdybyśmy teraz zastopowali starty wszystkich rakiet, zderzenia w przestrzeni kosmicznej nadal spowodowałyby wzrost liczby obiektów na orbicie? W tej kwestii wśród naukowców również nie ma zgodności. Nie mają oni jednak wątpliwości co do jednej kwestii: ruch w przestrzeni kosmicznej jest poważnym problemem wymagającym pilnego rozwiązania.

Czytaj więcej

Monstrualny obiekt w teleskopie Webba. Naukowcy odkryli, co uśpiło czarną dziurę

Eksperci są jednak pesymistami, jeśli chodzi o szanse na to, że w najbliższym czasie podjęte zostaną jakieś działania. Po pierwsze – ze względu na koszty. Po drugie – z uwagi na brak regulacji. Musiałyby one objąć zarówno państwa, jak i prywatne firmy, które są coraz poważniejszymi graczami, jeśli chodzi o umieszczanie swoich obiektów w kosmosie. Próbą podjęcia tego tematu był „Pakt na rzecz przyszłości” przyjęty we wrześniu 2024 r. przez ONZ. Znalazł się w nim postulat, aby narody „przedyskutowały ustanowienie nowych ram dla ruchu kosmicznego, śmieci kosmicznych i zasobów kosmicznych w ramach Komitetu ds. Pokojowego Wykorzystania Przestrzeni Kosmicznej”.

Ruch na orbicie okołoziemskiej 

Różne regiony orbity Ziemi mają swój własny poziom zatorów i ryzyka związanych z ruchem kosmicznym i kosmicznymi odpadami. Najbardziej zatłoczona jest niska orbita okołoziemska, która rozciąga się na wysokość około 2000 kilometrów nad powierzchnią planety. Na tym poziomie znajdują się m.in. należące do SpaceX satelity StarLink. Obecnie jest ich prawie 7 tys. Ich liczba ma rosnąć. Jeśli na niskiej orbicie okołoziemskiej doszłoby do fali eksplozji, mogłoby to zagrozić życiu astronautów, wstrzymać starty rakiet i doprowadzić do zniszczenia całej obecnej tam technologii satelitarnej.

Ilustracją syndromu Kesslera, w dużym uproszczeniu, był film „Grawitacja” Alfonso Cuaróna z 2013 r. Punktem wyjścia dla pokazanych w nim wydarzeń był atak rakietowy Rosjan na nieczynnego satelitę. Spowodował on kaskadę zderzeń i wygenerował chmurę kosmicznych śmieci, która niszczyła inne satelity i statki kosmiczne.

„Prawdziwy” syndrom Kesslera różni się od wydarzeń pokazanych w filmie tym, że prawdopodobnie zajmie on lata, a może nawet dekady. Zła wiadomość jest taka, że eksperci, z którymi rozmawiał CNN Science, nie wykluczają, że przekroczony został już punkt krytyczny inicjujący serię zdarzeń, w wyniku których ilość kosmicznych śmieci rośnie w trudny do przewidzenia sposób, na gigantyczną skalę - i nie ma od tego odwrotu. 

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Nauka
Naukowcy o możliwym wybuchu potężnego wulkanu. Świat nie jest przygotowany
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Kosmos
Nowe odkrycie podważa standardowe modele. Jak naprawdę powstają planety?
Kosmos
Monstrualny obiekt w teleskopie Webba. Naukowcy odkryli, co uśpiło czarną dziurę
Kosmos
Ciemna energia nie istnieje? Naukowcy mają nową teorię dotyczącą wszechświata
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Kosmos
Maksimum roju Kwadrantydów: Kiedy pierwsze w 2025 roku spadające gwiazdy?
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay