Szafarze trwogi

Trwoga! Trwoga! Trwoga!”. Te słowa wypowiada w „Czasie apokalipsy” demonicznie wyglądający Marlon Brando. Co widzi, szepcząc je w ostatniej chwili swojego życia, pułkownik Kurtz? Piekło.

Publikacja: 21.03.2008 22:56

Red

„Piekło jest trwogą” – powiedział przed laty ówczesny kardynał Joseph Ratzinger. I jeżeli istnieje ono rzeczywiście, Kurtz i jego odpowiednik z „Jądra ciemności” Josepha Conrada powinni już tam być. Zbrodniarze z rękami po ramiona we krwi. Ten z filmu Coppoli podobny do Raskolnikowa, który chciał sprawdzić, czy jest nadczłowiekiem, czy potrafi stanowić swoje własne wartości (tak jak się do tego nawołuje i dzisiaj) i zabijać bez wyrzutów sumienia ludzi – podludzi, masową miernotę wierzącą w boże nakazy i zakazy. Okazało się, że Rodion Raskolnikow jest słabszy, niż sobie roił. Jego płacz nie jest wyrazem skruchy, jest żalem po stracie roszczeń do nadczłowieczeństwa.

W przeciwieństwie do bohatera „Zbrodni i kary” pułkownik Kurtz jest twardy jak skała. Potrafi zabijać bez moralnych oporów. To on stanowi etyczne standardy. Jakby naczytał się Nietzschego. Trwoga i moralny terror – wykłada w filmie – to dopuszczalne metody życia i działania, to metody działania poza dobrem i złem, fikcjami wymyślonymi przez moralistów. – Masz prawo mnie zabić, nie masz prawa mnie oceniać – mówi Kurtz kapitanowi Willardowi (odpowiednik Marlowe’a u Conrada). Skąd my znamy tę niechęć do kategorycznych ocen moralnych?

Trwoga podniesiona do etycznej rangi sytuuje się na antypodach chrześcijaństwa. Nie ma z nią nic wspólnego timor dei – bojaźń przed bożą jurysdykcją. Przed bożą karzącą sprawiedliwością. Tą, która penalizuje próby człowieka zmierzenia się z trwogą nicości o własnych siłach (do czego nawołują nas egzystencjaliści w rodzaju Sartre’a czy Heideggera). Kto mówi: „Bóg nie jest mi do niczego potrzebny, z życiem i śmiercią uporam się sam”, ten odrzuca boże miłosierdzie, bożą ofertę pomocy i współpracy. A taką strategię obrał pułkownik Kurtz, który – gdy odchodzi ze swojego świata bez Boga, gdy widzi miejsce, do którego teraz dotarł, zszedłszy wpierw z drogi, przy której nie ma przydrożnych kapliczek – boi się. A jeśli się nie boi, cierpi straszliwie.

Co miał na myśli wybitny teolog Joseph Ratzinger, mówiąc o piekle? Właśnie trwogę. Uświadomienie sobie, co się robiło i dokąd się w rezultacie tego dociera.

Wątpię, aby w piekle była smoła i ogień. To – na obrazach Boscha. W prawdziwym piekle grzesznik może spodziewać się raczej gigantycznego żalu i trwogi, że stracił coś nieskończenie wartościowego.

Ale czy Kurtzowie i Raskolnikowowie rzeczywiście siedzą w piekle? Jezus Chrystus umarł na krzyżu dla odkupienia całej ludzkości. Nawet Barabaszów. Jeżeli bojaźń, drżenie, trwoga powodują wewnętrzną przemianę i natychmiastowe przylgnięcie do Boga, trwogę można uznać za doświadczenie pozytywne. Szatan, chcąc sprawiać zło, niechcący sprawia tu akurat dobro. Może tuż po śmierci to samo stało się z Kurtzem? Może piekło w ogóle jest puste?

Jeżeli doświadczenia moralnej autodestrukcji w imię wyimaginowanego uniwersum bezmoralnego, jak u Kurtza – który rękami kapitana Willarda popełnia samobójstwo – prowadzą do odrzucenia Boga, nawet w chwili, gdy stoi się przed Jego obliczem, jest to autentyczny triumf sił ciemności. Tego chcieli Crowley, LaVey, liczni dziś na uniwersytetach wielbiciele de Sade’a i subtelni apologeci przemocy (poubierani w damskie pantofelki i togi tolerancyjnych liberałów), zapiekli wrogowie wiary w Boga.

Znany jest do tej pory jeden przypadek odwrócenia się do Boga plecami przez jedną osobę, która stała z Nim twarzą w twarz. To szatan, wychwalany jako mistrz wolności i samostanowienia. Jemu – w sobie znanych celach – Bóg pozwala działać. Ale tacy ludzie jak filmowy czy książkowy Kurtz mają szansę spocząć na Prokrustowym Łożu po wsze czasy. Taką szansę ma każdy z nas.

Podobnie o piekle myślał chyba Joseph Ratzinger. Ja to tak przynajmniej zrozumiałem.

Nowy cykl redakcyjny

Rowerowa Koalicja
Rzeczpospolitej

Czytaj więcej

„Piekło jest trwogą” – powiedział przed laty ówczesny kardynał Joseph Ratzinger. I jeżeli istnieje ono rzeczywiście, Kurtz i jego odpowiednik z „Jądra ciemności” Josepha Conrada powinni już tam być. Zbrodniarze z rękami po ramiona we krwi. Ten z filmu Coppoli podobny do Raskolnikowa, który chciał sprawdzić, czy jest nadczłowiekiem, czy potrafi stanowić swoje własne wartości (tak jak się do tego nawołuje i dzisiaj) i zabijać bez wyrzutów sumienia ludzi – podludzi, masową miernotę wierzącą w boże nakazy i zakazy. Okazało się, że Rodion Raskolnikow jest słabszy, niż sobie roił. Jego płacz nie jest wyrazem skruchy, jest żalem po stracie roszczeń do nadczłowieczeństwa.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Kościół
Ks. prof. Kobyliński zdradził, kto jego zdaniem zastąpi zmarłego papieża Franciszka
Kościół
Podcast „Rzecz w tym”: Czy jest szansa na kolejnego papieża Polaka?
Kościół
Ks. Andrzej Kobyliński: Franciszek, tak jak kraje Globalnego Południa, bardziej sympatyzował z Moskwą niż z Kijowem
Kościół
Kto po Franciszku? Giełda nazwisk ruszyła na dobre
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kościół
Abp Adrian Galbas: Franciszek nie zaklinał rzeczywistości