„Piekło jest trwogą” – powiedział przed laty ówczesny kardynał Joseph Ratzinger. I jeżeli istnieje ono rzeczywiście, Kurtz i jego odpowiednik z „Jądra ciemności” Josepha Conrada powinni już tam być. Zbrodniarze z rękami po ramiona we krwi. Ten z filmu Coppoli podobny do Raskolnikowa, który chciał sprawdzić, czy jest nadczłowiekiem, czy potrafi stanowić swoje własne wartości (tak jak się do tego nawołuje i dzisiaj) i zabijać bez wyrzutów sumienia ludzi – podludzi, masową miernotę wierzącą w boże nakazy i zakazy. Okazało się, że Rodion Raskolnikow jest słabszy, niż sobie roił. Jego płacz nie jest wyrazem skruchy, jest żalem po stracie roszczeń do nadczłowieczeństwa.
W przeciwieństwie do bohatera „Zbrodni i kary” pułkownik Kurtz jest twardy jak skała. Potrafi zabijać bez moralnych oporów. To on stanowi etyczne standardy. Jakby naczytał się Nietzschego. Trwoga i moralny terror – wykłada w filmie – to dopuszczalne metody życia i działania, to metody działania poza dobrem i złem, fikcjami wymyślonymi przez moralistów. – Masz prawo mnie zabić, nie masz prawa mnie oceniać – mówi Kurtz kapitanowi Willardowi (odpowiednik Marlowe’a u Conrada). Skąd my znamy tę niechęć do kategorycznych ocen moralnych?
Trwoga podniesiona do etycznej rangi sytuuje się na antypodach chrześcijaństwa. Nie ma z nią nic wspólnego timor dei – bojaźń przed bożą jurysdykcją. Przed bożą karzącą sprawiedliwością. Tą, która penalizuje próby człowieka zmierzenia się z trwogą nicości o własnych siłach (do czego nawołują nas egzystencjaliści w rodzaju Sartre’a czy Heideggera). Kto mówi: „Bóg nie jest mi do niczego potrzebny, z życiem i śmiercią uporam się sam”, ten odrzuca boże miłosierdzie, bożą ofertę pomocy i współpracy. A taką strategię obrał pułkownik Kurtz, który – gdy odchodzi ze swojego świata bez Boga, gdy widzi miejsce, do którego teraz dotarł, zszedłszy wpierw z drogi, przy której nie ma przydrożnych kapliczek – boi się. A jeśli się nie boi, cierpi straszliwie.
Co miał na myśli wybitny teolog Joseph Ratzinger, mówiąc o piekle? Właśnie trwogę. Uświadomienie sobie, co się robiło i dokąd się w rezultacie tego dociera.
Wątpię, aby w piekle była smoła i ogień. To – na obrazach Boscha. W prawdziwym piekle grzesznik może spodziewać się raczej gigantycznego żalu i trwogi, że stracił coś nieskończenie wartościowego.