Od tygodnia część mediów oraz opinii publicznej żyje skandalem z Dąbrowy Górniczej. Ksiądz, rezydent w jednej z tamtejszych parafii, zorganizował w swoim mieszkaniu homoseksualną orgię. Gdy jeden z uczestników „zabawy” stracił przytomność, duchowny nie chciał otworzyć drzwi wezwanym na miejsce pracownikom pogotowia. Zrobił to dopiero, gdy interweniowała policja. Obecnie prokuratura prowadzi w tej sprawie dochodzenie z art. 162 kodeksu karnego, który mówi o nieudzieleniu pomocy. Na razie nikomu zarzutów nie postawiono.
Biskup o homoseksualnej orgii: Nie ma przyzwolenia na zło moralne
Swoje dochodzenie – w oparciu o przepisy prawa kanonicznego – prowadzi też sosnowiecka kuria diecezjalna. „Pragnę z całą stanowczością podkreślić, że nie ma przyzwolenia na zło moralne. Każdy, kto zostanie uznany za winnego, zostanie ukarany wedle prawa kanonicznego, niezależnie od wyroku sądu cywilnego. I bardzo przepraszam wszystkich tych, którzy zostali dotknięci i bardzo zasmuceni, czy też nawet zgorszeni sytuacją mającą miejsce w Dąbrowie Górniczej” – to słowa biskupa Grzegorza Kaszaka, ordynariusza sosnowieckiego z listu do księży po tym jak media ujawniły skandal. Listu z 22 września.
Tego samego dnia komunikat opublikowało też biuro prasowe diecezji. Jego szef, ks. Przemysław Lech, napisał: „Jesteśmy zdeterminowani, aby to zło wyrwać z korzeniami”. Z kolei biskup słowa o braku „przyzwolenia na zło moralne” oraz obietnicę ukarania winnych powtórzył w liście do wiernych diecezji sosnowieckiej z 23 września.
Po lekturze tych dokumentów można byłoby uznać, że zarówno biskupowi, jak i jego współpracownikom w kurii zależy na wyjaśnieniu sprawy, znalezieniu i ukaraniu wszystkich duchownych uczestniczących w orgii – na razie wiadomo o tym, że był co najmniej jeden (najemca mieszkania). Kilka faktów z tej historii każe powątpiewać w to, czy od samego początku tej sprawy po stronie biskupa była aż tak wielka determinacja do jej wyjaśnienia i wyciągnięcia konsekwencji. Czy nie pojawiła się ona dopiero wtedy, gdy sprawę nagłośniły media? Z kolei powtarzanie słów o srogich karach w odniesieniu do winnych doskonale brzmi w komunikatach i przez postronnych obserwatorów – w tym także media - może być rzeczywiście odbierane jako determinacja do „wyrwania zła z korzeniami”. W praktyce jednak – o czym biskup i jego współpracownicy powinni wiedzieć – sięgnięcie po owe surowe kary nie jest wcale takie proste.
Długa wędrówka doniesienia od proboszcza do kurii
Zacznijmy od początku. Seksualna impreza odbyła się w mieszkaniu ks. Tomasza Z. w nocy z 30 na 31 sierpnia (data ta pojawiła się w publikacjach prasowych, potwierdziła ją prokuratura, a także kuria w kilku wydanych przez siebie komunikatach). Sprawa zostaje ujawniona przez „Gazetę Wyborczą” 20 września. Ksiądz Andrzej Stasiak, proboszcz parafii w Dąbrowie Górniczej, na terenie której miały miejsce gorszące wydarzenia, nie chce z dziennikarzem rozmawiać, odsyła do kurii. Ta informuje, że pisemna informacja od proboszcza o wydarzeniach w mieszkaniu jednego z księży dotarła do niej 12 września. Ale z proboszczem udaje się porozmawiać dziennikarzom „Faktu”. Duchowny mówi: „O sprawie dowiedziałem się od ks. Tomasza, który poinformował mnie o tym zdarzeniu następnego dnia i natychmiast zgłosiłem sprawę sosnowieckiej kurii”. Z innych przekazów medialnych wiemy zaś, że w chwili, gdy sprawą zajęli się dziennikarze ksiądz miał przebywać na zaplanowanym wcześniej urlopie.