Pomysł Waszyngtonu był inny: poza uderzeniem na Chersoń ofensywa miała zostać skierowana na północno-wschodnią część kraju, w obwód charkowski. Pentagon był przekonany, że Rosjanie nie tylko nie mają tu wystarczających zabezpieczeń, ale nawet jeśli dojdą do wniosku, że Ukraińcy szykują się do odbicia prowincji, nie będą mieli jak wysłać tu posiłków. Po prostu Rosjanom brakuje tak żołnierzy, jak i sprzętu, i Pentagon o tym dobrze wie.
Zełenski zaakceptował amerykański scenariusz. Zaczęło się uzgadnianie szczegółów przeprowadzenia operacji. Była ona ściśle powiązana z dostawami amerykańskiej broni, której wartość już dochodzi łącznie do 15 mld dol. W szczególności kluczowe okazały się precyzyjne systemy rakietowe HIMARS. Aby Kijów miał pewność, że może liczyć na amerykańską broń, Pentagon wprowadził system ogłaszania kolejnych dostaw dwa razy w tygodniu. Amerykanie na bieżąco przekazywali też Ukraińcom dane wywiadowcze o pozycji rosyjskiej wojsk.
Konsultacje z ukraińskim dowództwem przeprowadzał dowódca połączonych szefów sztabu generał Mark Milley. Oprócz tego na bieżąco z doradcą Zełenskiego Andrijem Jermakiem kontaktował się w tej sprawie doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan. Każdego dnia z ukraińską generalicją widział się w Kijowie amerykański attaché wojskowy, gen. Garrick Harmon. Ale we wszystkie te rozmowy byli też wtajemniczeni Brytyjczycy.
Choć Polska ma z uwagi na swoje położenie geograficzne kluczowe znaczenie jako zaplecze dla wojny w Ukrainie, „New York Times” nie wspomina, aby Warszawa była włączona w tę kluczową operację. Podobnie jak Berlin i Paryż.
Tak duże zaangażowanie Waszyngtonu oznacza odejście od linii, jaką przyjął prezydent Biden na początku konfliktu. Wówczas jego priorytetem było, aby Ameryka nie została bezpośrednio wciągnięta w wojnę. Od tego czasu Amerykanie zrewidowali jednak swoje podejście do rosyjskich sił zbrojnych. Ich potencjał oceniają znacznie gorzej niż w pierwszej fazie konfliktu.
Rodzi się jednak pytanie, co dalej. Zełenski nie zrezygnował ze swoich pierwotnych planów odzyskania Mariupola czy dojścia przynajmniej do zachodniego brzegu Dniepru w rejonie Chersonia. To jednak zdaniem amerykańskich ekspertów wymagałoby przejęcia przez Ukraińców inicjatywy także w powietrzu. Pentagon musi więc rozważyć, czy przejść do następnego etapu wsparcia wojskowego dla Kijowa, w tym dostaw myśliwców. Amerykańskie lotnictwo ma na składzie około 50 wiekowych F-16, które mógłby przekazać Ukrainie. Sprawa ma jednak wymiar polityczny. Kijów domaga się także ciężkich helikopterów transportowych oraz dronów o dużym potencjale uderzeniowym.