Jeszcze kilkanaście dni temu paryski plac Vauban miał w oczach Marine Le Pen dwa atuty. Przylega do katedry Świętego Ludwika od Inwalidów, gdzie pochowany jest Napoleon I, co rzecz jasna sprzyja patriotycznym uniesieniom. Ale jest też relatywnie niewielkich rozmiarów, przez co jeśli frekwencja nie dopisze, to da się to jakoś ukryć.
A jednak i w takich warunkach wiec, który miał być wyrazem protestu przeciwko „politycznemu” wyrokowi wydanemu 31 marca na Le Pen, okazał się klapą: zjawiło się tylko 7 tys. osób. To niewiele, jeśli zważyć, że skazanie liderki skrajnej prawicy na pięć lat pozbawienia biernego prawa wyborczego (z natychmiastowym efektem), a także cztery lata więzienia (dwa w zawieszeniu i dwa z bransoletą elektroniczną) oraz 100 tys. euro grzywny zamyka jej drogę do najwyższego urzędu w państwie. Starała się o niego od 15 lat (brała udział w trzech wyborach) i nigdy nie była równie blisko celu. Okazało się jednak, że przeszło 13 mln Francuzów, którzy poparli w wyborach parlamentarnych ZN latem zeszłego roku, nie ma nic przeciwko temu, by na miejsce Le Pen barwy ugrupowania reprezentował ktoś inny.
Jordan Bardella może zostać premierem Francji nawet jesienią tego roku
W tym tygodniu ta, którą sympatycy nazywają po prostu Marine, zmieniła więc o 180 stopni strategię. – Byłoby nieodpowiedzialne, gdybym nie miała planu B – przyznała dziennikowi „Le Figaro”. Plan zakłada, że jeśli latem przyszłego roku paryski sąd wyższej instancji nie zmieni wyroku nałożonego na liderkę ugrupowania (a taka zmiana wydaje się mało prawdopodobna), na kongresie partii we wrześniu 2026 roku Jordan Bardella zostanie wyznaczony na oficjalnego kandydata ugrupowania w walce o Pałac Elizejski. Wybory prezydenckie mają się odbyć wiosną 2027 roku. W razie zwycięstwa mógłby on mianować Le Pen premierem, bo tego akurat nie zabrania wyrok sądu.
Czytaj więcej
Marine Le Pen, liderka Zjednoczenia Narodowego i murowana kandydatka na prezydenta Francji, zosta...
Ale kosmiczna kariera Bardelli może rozwinąć się nawet wcześniej. Liberalny blok Emmanuela Macrona nie ma bowiem w Zgromadzeniu Narodowym większości, przez co rząd obecnego premiera François Bayrou jest skazany na poparcie albo radykalnej lewicy, albo skrajnej prawicy. Te zaś nie godzą się na reformy, które ograniczyłyby narastający dług państwa. Jest więc możliwe, że prezydent, aby przełamać paraliż państwa, rozpisze przedterminowe wybory, być może już jesienią tego roku. Le Pen nie mogłaby wówczas zostać ponownie wybrana na deputowaną, więc to Bardella stanąłby na czele klubu ZN w parlamencie, a w razie zdobycia większości zostałby zapewne szefem rządu.