To dla Europy trudna chwila, może najtrudniejsza od dawna. I klasyczne brukselskie dzielenie włosa na czworo na nic tutaj się nie zda. Stoimy wobec prawdziwego zagrożenia, jakim może być wzięcie odpowiedzialności za los Ukrainy i pokój w Europie. Po Monachium intencje administracji Donalda Trumpa ani samego amerykańskiego prezydenta nie są jasne. Zapewne będzie chciał doprowadzić do zawieszenia broni w wojnie Rosji z Ukrainą i może mu się to uda. Niemniej, chcemy tego czy nie, Trump mówi poważnie o tym, że odpowiedzialność za proces pokojowy Europa musi wziąć na siebie.
Mniejsza o przyczyny takiego dictum. Zła wola Trumpa jest wytłumaczeniem naiwnym i zbyt prostym, by było prawdziwe. W istocie chodzi o coś innego. Ameryka, na której czele demokratyczną wolą większości stanął Trump, to kraj miliona problemów. Jest zżerany problemami z narkotykami, problemami społecznymi, realną biedą, potworną dywersyfikacją bogactwa. Jeśliby dodać do tego przestępczość, to trudno mieć wątpliwości, że trzeba ją ratować.
Wojna w Ukrainie? USA mają inne ważne sprawy
To nie tylko diagnoza Trumpa. Pogląd ten podziela wielu Amerykanów, niezależnie od barw partyjnych. Trump zrozumiał, że trzeba się przeciwstawić złu i wyczyścić stajnię Augiasza, którą stała się przez ostatnie dekady ojczyzna demokracji. Nie da się tego zrobić bez ustawienia nowych priorytetów. Dlatego proces pokojowy w Europie musi zejść na drugi plan. To już jasne.
Czytaj więcej
Walka z czasem. Amerykanie i Rosjanie spotykają się w połowie tygodnia w Arabii Saudyjskiej. Wcześniej europejscy przywódcy spróbują wykuć wspólne stanowisko.
Przekaz Trumpa jest jasny: ja wam załatwię pokój, ale dalej radźcie sobie sami. Wuj Sam po 80 latach niańczenia Europy wraca do swoich spraw. To twarda, kowbojska prawda Trumpa. Co to znaczy dla nas, Europejczyków? Przede wszystkim kończy się wiek niewinności. Iluzja bezpieczeństwa gwarantowanego przez liberalne reguły Unii pod parasolem NATO. Jak mówią Amerykanie: trzeba włożyć spodnie i zacząć myśleć o własnym bezpieczeństwie.