Sędzia Bénédicte de Perthuis ostatecznie nie posłuchała nikogo. Parę dni temu Trybunał Konstytucyjny zalecał, aby wziąć pod uwagę kontekst polityczny: każdy oskarżony ma prawo do odwołania się. Wykluczając Marine Le Pen z udziału w wyborach prezydenckich, sąd orzeknie zaś karę nieodwracalną.
To argumentacja prawna. Ale jeszcze ważniejsza jest logika polityczna. Przeciwko pozbawieniu prawa do udziału w wyborach Le Pen opowiedział się premier François Bayrou. Ale także lider radykalnej lewicy Jean-Luc Antoine Pierre Mélenchon. Jeden z ministrów obecnego rządu, zachowując anonimowość tłumaczył: jeśli sąd wykluczy Le Pen, kandydat Zjednoczenia Narodowego w 2027 roku wygra jego zdaniem „na pewno”. A to dlatego, że w oczach elektoratu skazanej potwierdzi się teza „spisku” elit, które chcą wykluczyć z gry skrajną prawicę.
Czytaj więcej
Liderka Zjednoczenia Narodowego i francuskiej prawicy, Marine Le Pen, została uznana przez sąd wi...
Notowania Marine Le Pen nie załamały się, gdy wyszły na jaw zarzuty o defraudację
Takie obawy potwierdzają najnowsze sondaże. Ten z niedzieli podaje, że już w pierwszej turze Le Pen dostałaby 37 proc. głosów, o kilkanaście punktów procentowych więcej niż jej najgroźniejszy konkurent. Choć proces o defraudację środków europejskich przez ZN trwał od wielu miesięcy, w żadnym momencie nie spowodowało to spadku notowań liderki ugrupowania.
Sąd kierował się przede wszystkim skalą winy. Le Pen i 24 jej współpracowników miało zdefraudować łącznie przez kilkanaście lat 4,1 mln euro. Każdy z eurodeputowanych ugrupowania zamiast przeznaczać 21 tys. euro miesięcznie na asystentów, przekazywał je osobom pracującym w Paryżu dla partii, a nie pracującym w Strasburgu i Brukseli na rzecz Parlamentu Europejskiego. Marine Le Pen była w centrum tego systemu. A gdy sprawa wyszła na jaw, wszystkiemu zaprzeczała.