17 lat temu powstała czwarta część „Szklanej pułapki”, w której grupa hakerów sparaliżowała ruch uliczny i wyłączyła elektrownie. Wtedy te zagrożenia wydawały się czystą fikcją, dziś przybrały niepokojąco realne oblicze. Ataki na infrastrukturę krytyczną, wycieki danych, kradzież pieniędzy z kont – takie incydenty zdarzają się codziennie. A te, o których słyszmy, to tylko wierzchołek góry lodowej.
Czytaj więcej
Monitorujemy darknet oraz obejmujemy ofertą darmowego sześciomiesięcznego alertu BIK wszystkie osoby, których dane zostały upublicznione w sieci - deklaruje Seweryn Dmowski z Alabu.
Można przytaczać liczne statystyki, które potwierdzają, że liczba i skala ataków rośnie. Ale liczby mają to do siebie, że słabo do nas przemawiają. Wystarczy jednak, żeby takie zdarzenie dotknęło nas osobiście – wtedy nagle dostrzegamy problem. Problem, który ma kilka wymiarów, nie tylko finansowy. Utrata danych jest dotkliwa. Przekonali się o tym pacjenci laboratoriów Alab, zaatakowanych niedawno przez hakerów. Firma odmówiła zapłaty okupu, a do sieci trafiły nie tylko nazwiska i pesel-e części pacjentów, ale również informacje o ich wynikach badań i chorobach.
Cyberbiznes kwitnie w darknecie
Dane nie zawsze są upubliczniane. Często po ataku stają się towarem, którym hakerzy handlują w darknecie. Cyberprzestępczość nie ma nic wspólnego ze wzniosłymi ideami, jak w niektórych filmach – to czysty biznes. Wprawdzie nadal większość ataków jest przeprowadzanych przez amatorów, ale z roku na rok rośnie udział zorganizowanych grup przestępczych, dysponujących autorskimi rozwiązaniami i własnymi systemami komunikacji.