Kiedy ktoś zestawia procedurę in vitro z „selekcją na rampie oświęcimskiej” i zarzuca zwolennikom stosowanie tej metody „zapraszanie Polaków do przedsionka piekieł”, to znaczy, że albo utracił kontakt z rzeczywistością, albo chce, by było o nim głośno w myśl zasady „nieważne co mówią, ważne by nie przekręcali nazwiska”. Możliwe zresztą, że prawdziwe są obie hipotezy, bo wzajemnie się one nie wykluczają. W każdym razie, sięgając po wariację tzw. argumentu ad Hitlerum, Braun może być traktowany poważnie co najwyżej przez swoich wyznawców.
Czytaj więcej
- Zapraszacie naszych rodaków do przedsionka piekieł na tej ziemi - stwierdził Grzegorz Braun w czasie sejmowej debaty nad obywatelskim projektem przywracającym finansowanie procedury in vitro z budżetu.
Porównywanie in vitro do prowadzonego przez SS programu Lebensbornu
Barwne metafory towarzyszą debatom parlamentarnym odkąd istnieją parlamenty – ale metafora musi mieścić się w jakichś rozsądnych granicach. Porównywanie walki z niepłodnością do prowadzonego przez SS programu Lebensbornu (czyli programu „hodowli nadludzi”) nie spełnia tego warunku. To taki sam rodzaj argumentu jak przekonywanie, że Unia Europejska jest gorsza od ZSRR, bo nie można z niej wyjść. Było to niegdyś modne wśród zwolenników kolejnych partii Janusza Korwin-Mikkego i, co pokazał brexit, okazało się nieprawdziwe.
To skuteczna metoda dawania nadziei na potomstwo tym, którzy bez niej byliby jej pozbawieni
Jest to po prostu hiperbola, która przekracza granice absurdu, po czym wzbija się jeszcze wyżej, tak gdzieś na oko na granicę ziemskiej atmosfery. Z taką metaforą nie sposób nawet polemizować, bo to ją co najwyżej uprawomocnia.