Polacy i Ukraińcy są w stanie bez trudu się porozumieć w swoich językach, jeżeli mówią do siebie wolno i wyraźnie. Podczas wspólnych przemówień w Warszawie czy Kijowie i licznych spotkań polityków nie potrzeba tłumacza. Szczególnie by zrozumieć, że upadek państwa ukraińskiego i wygrana imperialnej Rosji przekształciłyby Polskę w państwo frontowe, podkopałyby nasze bezpieczeństwo, osłabiłyby gospodarkę i zafundowały niepewność dla przyszłych pokoleń.
Fundament polsko-ukraińskich relacji
Ukraińcy z kolei dobrze rozumieją, jak wyglądałyby pierwsze tygodnie wojny, gdyby nie pomoc Polaków. Co byłoby z dostawami broni czy pomocy humanitarnej, jakby w miejscu Polski leżało państwo tak samo nastawione do Ukrainy jak np. Węgry Viktora Orbána. Ukraińcy nie chcą, by Putin pokroił ich kraj na kawałki, Polacy nie chcą, by granica z Rosją wydłużyła się o 535 km. Kwestia ta jest fundamentem polsko-ukraińskich relacji. Powyżej tych fundamentów jednak cała budowa, niestety, idzie żmudnie.
Czytaj więcej
Impas na przejściach granicznych z Ukrainą potrwa, to pewne. O przetrwanie walczą przewoźnicy z obu stron blokady.
Gdy w relacjach dwustronnych dochodzi do konkretnych problemów, Ukraińcy przestają rozumieć język polski, Polacy też nagle zaczynają potrzebować tłumacza. Przez lata nie rozwiązano problemu ekshumacji polskich ofiar zbrodni wołyńskiej. Doszło nawet do tego, że niedawno wiceszef polskiego MSZ Paweł Jabłoński stwierdził, że bez rozwiązania tej sprawy „Ukraina nie ma co marzyć o tym, że wejdzie do UE”. A to przecież kwestia, która powinna była dawno temu zniknąć z agendy za sprawą podpisu jednego ukraińskiego urzędnika, a nie być przedmiotem wielokrotnych rozmów pomiędzy prezydentami i premierami.
Nic nie wskazuje na to, by nowy rząd miał znieść embargo
Gdy ukraińskie zboże zalało polski rynek i rząd wprowadził zakaz jego importu, w Kijowie decyzję tę powiązano wyłącznie z trwającą wówczas w Polsce kampanią wyborczą. Nikt nie chciał słyszeć tam argumentów polskich rolników. Wybory za nami, ale nic nie wskazuje na to, by nowy rząd miał znieść embargo. Dzisiaj protestują polscy przewoźnicy, blokując kilka przejść granicznych. Mówią, że nieograniczony napływ ukraińskich ciężarówek uderza w ich branżę, która zatrudnia ponad 1 mln osób w Polsce i daje 6 proc. PKB. W Kijowie tego nie słyszą, szukają ukrytego sensu protestu, rosyjskich śladów.