Historia Mariki, dwudziestokilkulatki skazanej na trzy lata bezwzględnego więzienia, dla której teraz minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wystarał się o przerwę w odbywaniu kary, a która lada moment zostanie ułaskawiona przez prezydenta, to doskonały – wręcz modelowy – przykład na to, jak mocno dzielą Polaków polityka i towarzyszące jej kwestie ideologiczne.
Celowo w pierwszych słowach nie napisałem, za co dziewczyna została skazana, bo jedni w próbie wyrwania uczestniczce Marszu Równości tęczowej torby widzą tylko sprzeciw wobec „dyktatury seksualnych mniejszości”, inni zaś twardo twierdzą, że była to próba rozboju i kradzieży torby. Jedni uważają, że dziewczyna jest ofiarą „zbrodni sądowej”, a wyrok został wydany w imię ideologii, no i oczywiście w Polsce rządzi „sędziowska kasta”. Inni wskazują zaś na to, że młode dziewczę z Gniezna należało w przeszłości do skrajnego odłamu Młodzieży Wszechpolskiej, nosiło czapkę z logo Falangi, zakładało Front Oczyszczenia Narodowego, a działaczy LGBT zrównywało z pedofilami.
Czytaj więcej
Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro zdecydował o przerwie w odbywaniu kary przez młodą kobietę, która została skazana za rozbój i próbę kradzieży torby w barwach ruchu LGBT. Przerwa ma trwać do czasu podjęcia przez prezydenta decyzji w sprawie ułaskawienia.
Dla jednych zatem Marika jest nieszczęśliwą dziewczyną, której przerwano edukację, zniszczono plany założenia rodziny, jest „męczennicą”, którą trzeba stawiać na równi z sanitariuszkami powstania warszawskiego (zdaje się to sugerować zdjęcie, które pojawia się na twitterowych kontach jej obrońców). Dla drugich zaś jest ona groźnym przestępcą, agresorem, nacjonalistką, która nie zasługuje na żadną przerwę w karze (tu możemy spotkać jej zdjęcia z symbolami Falangi).