Z wielką przykrością przyjąłem krytykę, która spadła na redakcję „Rzeczpospolitej" po publikacji tekstu byłego prezesa TVP Jacka Kurskiego. Uderza ona w jedno z najbardziej wartościowych i naprawdę niezależnych polskich mediów, jakim jest „Rzeczpospolita". Pod redakcją Bogusława Chraboty „Rzeczpospolita" stoi jednoznacznie po stronie wolności, konstytucji naszego kraju i polskiej racji stanu, która wymaga naszego silnego zaangażowania w tworzenie siły Unii Europejskiej i wsparcia dla Ukrainy w wojnie z Rosją. To stanowisko „Rzeczpospolitej" jest cenne, ale nie jest czymś wyjątkowym wśród polskich mediów.
Czymś znacznie rzadziej spotykanym jest stwarzanie przestrzeni dla prawdziwych debat, dotyczących najważniejszych kwestii światopoglądowych, ideowych, politycznych i ekonomicznych. A to właśnie robi „Rzeczpospolita". Taka postawa wymaga czasami udostępniania łamów autorom wątpliwej konduity, ale znaczących – czy nam się to podoba, czy nie – w obozie politycznym, mającym poparcie kilkudziesięciu procent polskich wyborców. Jacek Kurski do nich należy. Znam go od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i nie sądzę, aby moja ocena jego postaci znacząco różniła się od opinii tych osób, które dziś krytykują „Rzeczpospolitą".
Nie uważam jednak, aby ukazanie się jego tekstu, czy kogoś o podobnym do niego profilu, w poważnej gazecie, było błędem moralnym i powodem do hejtowania redakcji. Niestety na łamach pism w pełni identyfikujących się z liberalną i lewicową opozycją, regularnie, a nie na zasadzie pewnego wyjątku, ukazują się teksty o skandalicznej wymowie, dyskwalifikujące największe postacie naszej historii, naigrywające się z religii, sygnowane przez autorów, których nazwiska byłyby znane bardzo wąskiemu gronu odbiorców, gdyby nie medialna reklama.
Dla mnie, człowieka o konserwatywnych i prawicowych poglądach, ale radykalnego przeciwnika rządów PiS, „Rzeczpospolita" jest jednym z nielicznych mediów, w których taka postawa jest akceptowana i traktowana ze zrozumieniem. Moje samopoczucie nie jest z pewnością najważniejsze. Niestety coraz mocniej zmierzamy do modelu, w którym z jednej strony mamy do czynienia z potężnymi mediami państwowymi lub kontrolowanymi przez obóz władzy, które uprawiają ordynarną propagandę, dają popisy serwilizmu i nierzadko sieją nienawiść do politycznych przeciwników. Tak przecież był traktowany Paweł Adamowicz, mój zamordowany przyjaciel.
Po drugiej stronie są tzw. wolne media, rzeczywiście całkowicie niezależne od PiS-u, ale w których oczekuje się od dziennikarzy, publicystów i zapraszanych gości, nie tylko krytycyzmu wobec obozu władzy i patrzenia mu na ręce, ale także określonego zestawu poglądów na temat polskiej historii, Kościoła, dopuszczalności aborcji itp. Jestem przekonany, że ten zestaw poglądów nie odpowiada większości Polaków i w bliskiej przyszłości nie uzyska ich akceptacji, co oczywiście zwiększa szanse Jarosława Kaczyńskiego i jego obozu na odniesienie kolejnego sukcesu wyborczego, z wielką szkodą dla polskiej demokracji, miejsca Polski w Europie, finansów publicznych i zawartości naszych portfeli.