Nie udało się władzy przekonać społeczeństwa, że za brak środków z KPO odpowiada opozycja i Komisja Europejska. Badani przez IBRiS na zlecenie „Rzeczpospolitej” dobrze wiedzą, że odpowiedzialni są przede wszystkim Zbigniew Ziobro i jego Solidarna Polska oraz „PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele”. Dla wyborców jasne jest też, że niewiele do powiedzenia ma w tej sprawie rząd, tak jakby był osobną wyspą na politycznej mapie, realizującą odrębną politykę wobec Unii Europejskiej, bez udziału koalicjanta.
Czytaj więcej
Za blokadę środków z KPO odpowiadają rządzący, a nie Bruksela. Tak uważa większość Polaków w badaniu przeprowadzonym na zlecenie „Rzeczpospolitej”. Konflikt z UE kosztował nas już 2 mld zł.
Można by się pewnie cieszyć z przenikliwości respondentów, gdyby nie to, że obraz polskiej polityki wyłaniający się z tego sondażu, to wizerunek kraju, którego siła sprawcza nie leży tam, gdzie umieściła ją konstytucja i wola obywateli. Bo jeśli dwie rządzące partie – jedna mała, a druga potężna – są wspólnie odpowiedzialne za brak środków z KPO, to oznacza, że realizowana jest stara zasada rodem z PRL, o tym, że „rząd rządzi, a partia kieruje”. W dodatku, zważywszy na opłakane efekty tego stanu rzeczy, wiara w to, że „rząd rządzi” także byłaby nieco na wyrost.
W rezultacie, za sprawą układu politycznego, w którym głosy SP dają władzę PiS, mniejsza partia rządząca jest czymś w rodzaju nagonki współpracującej z myśliwymi z dużej partii. A ci powoli przejmują zwyczaje groźnego pohukiwania i antyunijnej retoryki. W ten sposób realizują, bez mrugnięcia okiem, interesy polityczne małego koalicjanta, którego mają zresztą szczerze dosyć. Doskonałym tego przykładem jest tzw. ustawa wiatrakowa, czyli jeden z kamieni milowych KPO, którego nie chce nie tylko drużyna Ziobry w rządzie, ale i marszałek Elżbieta Witek z PiS, budująca kiedyś wokół strachu przed wiatrakami część swojej kampanii wyborczej.
Układy w Zjednoczonej Prawicy to nie jest problem większości społeczeństwa, ale ich skutki już na pewno tak. Nie chodzi tylko o pieniądze – i te z KPO, i te tracone przez Polskę w wyniku nierealizowania wyroków TSUE. Choć straty są potężne, a Zbigniew Ziobro awansował na czoło listy „najdroższego ministra w historii Rzeczypospolitej”. Chodzi o zmianę nastawienia obywateli do obecności w Unii Europejskiej i wtrącenie nas w proces „brexityzacji”, który Wielkiej Brytanii będzie odbijał się czkawką przez dziesięciolecia.